Aleksander Kwaśniewski

prawdziwe imię i nazwisko: 

Izaak Stoltzman

 

syn zbrodniarza NKWD, prezydent pijaków i "polskiej" żydokomuny




Dyplom ukończenia sowieckiej szkoły szpiegów ...





 

sowiecki agent  KGB kryptonim "Kat"

 

W roku 1978 A. Kwaśniewski był już kierownikiem Wydziału Kultury ZG SZSP. Żeni się z Jolantą Konty - pochodzenia żydowskiego, córką płk. Kontego - oficera Informacji Wojskowej, podejrzanego o zbrodniczą działalność w wojsku w okresie stalinowskim. Przenosi się do Warszawy, gdzie poza kolejnością otrzymuje mieszkanie. Już nie stara się skończyć studiów na Uniwersytecie Gdańskim. Rezygnuje z pisania i obrony pracy magisterskiej. 

Niewątpliwą przyczyną tej decyzji jest skierowanie go przez KC PZPR na roczne studia do Moskwy (1979/1980), na wydział międzynarodowego dziennikarstwa w Państwowym Instytucie Stosunków Międzynarodowych przy MSZ, który kończy z sukcesem uzyskując dyplom Nr 1792 z dnia 20 czerwca 1980 r.  (patrz powyżej)

A. Kwaśniewski nie ujawnił tego faktu wówczas, kiedy zarzucono mu nie posiadanie dyplomu ukończenia Uniwersytetu Gdańskiego.

 

Na wspomnianym dyplomie (patrz powyżej) uzyskuje następujące oceny:

- historia Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego - celująco

- komunizm naukowy - celująco

- ateizm naukowy - celująco

- ekonomia polityczna - celująco

- stosunki międzynarodowe - dobry

- ekonomia radziecka - celująco

- prawo radzieckie - celująco

- logika - dobry

- podstawy dziennikarstwa - dostateczny; 

 

Uczelnię tę [ MGIMO] uważano za wylęgarnię światowej sowieckiej agentury. 

Otóż przez wszystkie lata komunistycznej dominacji w Europie Wschodniej, w tej specyficznej szkole kształcone były wyselekcjonowane (według ideologicznego i politycznego klucza) - nie tylko przyszłe kadry dyplomatyczne i dziennikarskie dla bieżących potrzeb partii komunistycznych i reżimów w tych państwach, ale także agenturalne ekspozytury za granicą, występujące pod szyldem "dyplomatów", bądź "korespondentów" zagranicznych agencji rządowych tych państw oraz ich partyjnych gazet i czasopism. 

Nauka w tym na wpół tajnym instytucie, będącym w istocie prawdziwą socjalistyczną wylęgarnią szpiegów, trwała w zależności od specjalności od 5 do 6 lat. Krócej tylko studia podyplomowe. W uczelni tej wykładali m.in. wyżsi funkcjonariusze GRU i KGB, jak np. J. Primakow - były szef KGB, a później premier Rosji.

 


 

 

Aleksander Kwaśniewski agent SB o kryptonimie "Alek"

23 czerwca 1982 r. Aleksander Kwaśniewski został zarejestrowany przez Wydział XIV Departamentu B pod nr 72204 w kategorii zabezpieczenie.

* 29 czerwca 1983 r. zmieniono kategorię rejestracji na TW pseudonim "Alek".

* 3 grudnia 1983 r. przeniesiono rejestrację na stan Wydziału VII Departamentu III MSW.

* 7 września 1989 r. dokonano wyrejestrowania.

 

 

 

żyd-komunista Siwiec i żyd-komunista Kwaśniewski-Stoltzman ...w sosie własnym













 

     żyd-komunista  i  żyd-komunista koncesjonowany"opozycjonista

żyd Kwaśniewski-Stoltzman i żyd Michnik-Szechter... 

ale się cieszą, że tak długo i wspólnie rządzą Polską



W setkach przykładów Kwaśniewski-Stoltzman jawił się jako drugi ambasador Izraela w Polsce.

Składały się na tę jego podwójną rolę:

- liczne wizyty w Izraelu, gdzie mieszka jego siostra.

- udziały w oświęcimskich tzw. "Marszach Żywych" - butnych prowokacjach antypolskich.

- aktywne wspieranie pomysłu budowy Muzeum Historii Żydów Polskich, w czym walnie wspierał go prezydent Warszawy Lech Kaczyński.

- masowe odznaczania żydów polskojęzycznych najwyższymi odznaczeniami państwowymi.

- obecność na antypolskiej hecy w Jedwabnym w lipcu 2001 roku, gdzie przepraszał za "zbrodnie" polskich "sąsiadów na żydowskich sąsiadach", czym potwierdził i utwierdził w opinii światowych mediów, oszczerczą wersję mordu według J. T. Grossa "Sąsiedzi".

- Kwaśniewski podpisał akty amnestii dla ewidentnych morderców i bandytów i zbrodniarzy.



Kwaśniewski blokował ważne ustawy.

- W grudniu 1998 r. zawetował ustawę o Instytucie Pamięci Narodowej, za co minister Janusz Palubicki nazwał go "prezydentem wszystkich ubeków".

- ustawę reprywatyzacyjną, aby dać pierwszeństwo dla żądań żydowskich do ich rzekomego mienia pozostawionego w Polsce;

- ustawę o tzw. Prokuratorii Generalnej, która miała wprowadzić obligatoryjny nadzór nad prywatyzacją zakładów wycenianych na pięć i więcej milionów złotych (styczeń 1999 r.)

- zablokował ustawę o powszechnym uwłaszczeniu;

- zablokował ustawę o ulgach podatkowych na dzieci i o dodatku rodzinnym dla rodzin wielodzietnych;

- zablokował nowelizację Kodeksu Karnego wnosząca zakaz rozpowszechniania pornografii;

- zablokował poprawki do Kodeksu Pracy o zakazie niedzielnego handlu w dużych sklepach;

- blokada nowelizacji Kodeksu Karnego, zaostrzającego kary za 80 przestępstw (październik 2001 r.);

- blokada projektu ustawy o biopaliwach - ukłon dla koncernów paliwowych.


 

* * *

  ... 

DWA SPOJRZENIA

W tygodniku "Gwiazda Polarna" [gazeta masońska   przyp. red. polonica.net]  Nr.7 Vol.88 Sobota, 17 lutego 1996 roku, na pierwszej stronie, ukazał sie obszerny artykuł Andrzeja Krajewskiego pt. "Dziecko Ziem Odzyskanych" na temat Aleksandra Kwasniewskiego. 

W trzy tygodnie pozniej, w tej samej gazecie, Nr.10, Sobota 9 marzec 1996, w dziale "LISTY OD CZYTELNIKOW" Jan Krawiec wyraził swoje uczucia po przeczytaniu tegoz artykułu. Artykuł zatytułowany jest "Towarzysz Stolzman".


Przytaczamy czesc pierwszego (ze wzgledu na rozmiar i cwiercprawdy), oraz drugi w całosci.

Refleksje pozostawiamy czytelnikom.

Sugerujemy zwrocenie sie bezposrednio do Prezydenta Kwasniewckiego, http://www.prezydent.pl/  z zapytaniem z jakim nazwiskiem urodził sie ponieważ w jego życiorysie podanym w home page prezydenta nie ma nazwiska Stolzman. 

Może powinno byc Shtolzman?

 


 

DZIECKO ZIEM ODZYSKANYCH.
Autor: Andrzej Krajewski.

W swoim inauguracyjnym przemowieniu, 23 grudnia 1995 roku nowy polski prezydent, Aleksander Kwasniewski przedstawil sie jako dziecko Ziem Odzyskanych. Rzeczywiscie urodzil sie 15 listopada 1954 roku i mieszkal do czasu wstapienia na Uniwersytet Gdanski w 1973 roku w Bialogardzie na Pomorzu Zachodnim, na ziemiach przyznanych Polsce w Jalcie, kosztem Niemiec na zachodzie, jako rekompensata za stracone na wschodzie na rzecz Zwiazku Radzieckiego.(...)  Mieszkanscy Bialogardu mowia o prezydencie wylacznie dobrze. Nawet grupa tak szczegolna jak Sybiracy, deklaruje na koniec polgodzinnej, nieco chaotycznej rozmowy:"My na niego nie glosowalismy, ale zlego nic nie powiemy", choc komus wymyka sie w gniewie: "Ten, co na Kwasniewskiego glosowal, to na Syberie powinien znow jechac". Za to rodzine Kwasniewskich wszyscy, z ktorymi rozmawiam, znaja doskonale. Ojciec prezydenta, Zdzislaw Kwasniewski, chirurg, kierownik przychodni kolejowej, zmarl w 1990 roku. Pomagal ludziom - slysze od Sybirakow. - Bardzo cenil wyksztlcenie, cieszyl sie z kazdej piatki dzieci, w pracy chwalil sie doktoratem corki. - przypomina sobie pracujacy z nim dawniej lekarz. Matka prezydenta, pani Aleksandra Kwasniewska, z zawodu pielegniarka, dopiero po smierci meza zaczela sie szerzej udzielac, przyjmowac gosci, wlaczac w zycie parafii sw. Jadwigi. Proboszcz Wilk mowi o niej z widoczna sympatia i podziwem: - Byla jednoosobowa instytucja charytatywna, pomagala ludziom, a swoje problemy zdrowotne ukrywala. Inni wspominaja, ze rozdawala zapomogi, sama sie zapozyczajac, placila rachunki telefoniczne za rozmowy prowadzone z jej mieszkania przez sasiadow. Zmarla nagle, juz w trakcie kampanii wyborczej syna, we wrzesniu. Aleksander Kwasniewski byl na mszy swietej, odprawianej za nia w kosciele przy Placu Wolnosci, a pochowana zostala tak jak maz, w Warszawie. Zdaniem proboszcza Wilka, dom Kwasniewskich byl zamkniety : mlody Olek, tak samo jak jego siostra Malgosia, byli swiadomie izolowani przez ojca... Nie wolno im bylo miec za wielu kolegow. Byc moze wynikalo to z ojcowskiej obawy przed zarazeniem dzieciecymi chorobami. To ojciec dbal, aby w domu niczego nie brakowalo, organizowal cale jego zycie. Olek i jego siostra Malgosia, mieli przede wszystkim sie uczyc . Az tak, ze na dodatkowe lekcje laciny chodzil do profesora Komarczewskiego. Czy ojciec marzyl dla Olka o karierze lekarza? We wspomnieniach szkolnych kolegow mlody Kwasniewski okazuje sie jednak sportowcem i humanista; W ogolniaku biegal, zawze lubil sport - mowi jeden z jego kolegow, ktory po studiach medycznych pozostal w miescie. Z przedmiotow scislych szlo mu gozej, zdarzalo sie zarobic nawet dwoje, szczegolnie z matematyki. Ale potrafil lawirowac. W tym byl mistrzem - mowi tygodnikowi "Poznaniak" kolezanka z klasy prezydenta, Teresa Chrenowska. Potwierdza to dzisiejszy bialogardzki lekarz: Byl kolezenski, ale jednoczesnie lubil sie wyrozniac. Na koniec rozmowy redaktor Salapatek pyta mnie wyraznie podniecony: - A pan wie, ze on juz raz byl prezydentem? Jak to gdzie? W domu! Oni tam przeciez wlasna republike Kwasniewskich mieli! Olenka mi to wszystko opowiadala, takimaterial mialem, ale teraz po jej smierci, nie wypada pisac, zreszta Olek prosil, abym dal spokoj... Rewelacje redaktora Salapatka potwierdza relacja z rozmowy z matka prezydenta w ksiazce Agaty Chroscickiej Kwasniewski jestem : Pani Aleksandra przypomina sobie, ze Olek od dziecka mial zadatki na polityka. Jest nawet takie zdjecie, na ktorym ma 9 lat i udaje, ze sklada prezydencka przysiege. I wlasciwie to byl wtedy prezydentem, bo rodzina Kwasniewskich miala wlasne panstwo i nawet hymn. Oczywiscie najwazniejszy w tym panstwie byl Olek, a dopiero potem pozostali obywatele .

 

 


TOWARZYSZ   STOLZMAN


Autor: Jan Krawiec. ( uwaga "Gwiazdy Polarnej": autor nie jest byłym redaktorem naczelnym "Dziennika Zwiazkowego".)

 

Omal z krzesła nie spadłem, kiedy przeczytałem w Gwieździe Polarnej z dnia 17 lutego artykuł pod tytułem 'Dziecko ziem odzyskanych' !

Jeśli dziecko,  to PRL  lub  PZPR,  ale nie Ziem Odzyskanych !


Po pierwsze: Andrzej Krajewski pomija działalność Aleksandra Kwaśniewskiego jako członka Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, nie podaje nawet najmniejszej wzmianki o jego przynależności do organizacji, która służyła interesom nie polskim, ale Związku Radzieckiego.


Po drugie: Andrzej Krajewski daje jak najlepszą opinię ojcu Aleksandra Kwaśniewskiego, Zdzisławowi, natomiast nic nie wspomina o polskiej atmosferze w ich domu rodzinnym i o działalności Zdzisława Kwaśniewskiego w Urzędzie Bezpieczeństwa PRL.


Nic nie wspomina również Andrzej Krajewski o współpracy Zdzislawa Kwaśniewskiego z placówkami NKWD, które znajdowaly się w Gross-Born (Borne Sulinowo), Białogardzie i Ragiczu, jaka była jego rola w wyłapywaniu żołnierzy AK, NSZ i innych organizacji, ukrywających się na terenie Pomorza Zachodniego.


Zanim przedarłem się, z narażeniem życia, do Niemiec Zachodnich, przez wiele lat żyłem w Białogardzie. 

Pamietam dobrze, kto z ramienia NKWD kierował działalnością miejscowego Urzędu Bezpieczeństwa. 

Był nim Zdzisław Kwaśniewski, ojciec Aleksandra Kwaśniewskiego, choć wtedy nazywano go towarzyszem Stolzmanem.


Tyle już czasu upłynęło od tych strasznych wydarzeń. Pamiętam tylko trzy nazwiska zamordowanych żołnierzy AK.

Najdłużej ich przesłuchiwano i zrobiono im proces pokazowy, w którym wszyscy 'przyznali się' do popełnionych win.

Byli to: Jerzy Loziński, Stanisław Subortowicz i Witold Milwid. 

Rozstrzelano ich w obecności towarzysza Stolzmana - Zdzisława Kwaśniewskiego.

Towarzysz Stolzman z ramienia NKWD opiekował się również procesami politycznymi młodzieży szkolnej. 

W Walczu odbył się proces uczniów: Bogdana Szczuckiego, Mariana Basladyńskiego i Feliksa Stanisławskiego, w Białogardzie zaś proces Pszczółkowskiego i Tracza. Skazano ich na długoletnie więzienie i prace w kopalniach węgla.

Obławy na grupy żołnierzy wileńskiego oddziału AK majora Zygmunta Szyndzielerza ps. Łupaszka , które po ciężkich walkach i dużych stratach w ludziach przedostały się w lasy Pomorza Zachodniego, były również nadzorowane przez towarzysza Stolzmana.

Obóz koncentracyjny NKWD w Barkenbrucke (Barkniewo) koło Gross-Born (Borne Sulinowo) był obozem przejściowym . Z tego obozu albo wywożono do Rosji, albo rozstrzeliwano. Andrzej Krajewski zdobył się na określenie miasta Borne Sulinowo jako: miasto ponad 20-tysięczne, całkowicie tajne . Tylko tyle, nic więcej.

Egzekucji dokonywano około 5 km na północ od Nadrzyc, we wsi Doderlage. Miejscowość ta już nie istnieje.

Istnieją tylko resztki murów i fundamenty budynków. Ciała zakopywano w okolicznych lasach, przykrywając je niewypałami, a nawet minami, następnie zasypano groby ziemia.

Towarzysza Stolzmana miałem okazję spotkać w urzędzie bezpieczeństwa w Białogardzie, a po kilku latach powtórnie w tym samym urzędzie, ale nazywał się on juz inaczej. 

Nowe nazwisko Stolzmana brzmiało: Zdzisław Kwaśniewski

Jako lekarz mieszkał w Białogardzie przy ulicy Bohaterów Stalingradu nr 10 (obecnie Dworcowa).

To tylko kilka zdań dla uzupełnienia historyjek pana Andrzeja Krajewskiego o redaktorze Salapatku i targach, na które przyjeżdżali ludzie nawet z Bornego Sulinowa.
 


* * *

 

 

Były kierownik UB w Drawsku Pomorskim, Wacław Nowak, wyjawił, że Zdzisław Kwaśniewski, ojciec obecnego Prezydenta R.P., to żydowski zbrodniarz wojenny winny zbrodni przeciwko narodowi polskiemu

Nowak mieszkał jako emeryt w Koszalinie przy ulicy Powstańców Wielkopolskich 22. 

Kilka miesięcy przed śmiercią w 1994 roku wyznał, że UB i NKWD zamordowało AK-owców, NSZ-owców i uczestników ruchu oporu na Pomorzu Zachodnim w 1945 roku, do czego on sam się przyczynił. 

Nowak kierował operacjami UB w rejonie Drawsko, Czaplinek, Jastrowie, Połczyn, Białogard i Kołobrzeg. 

Otrzymywał on rozkazy bezpośrednio od NKWD z placówek w Gross-Born (Borne-Sulimowo), Białogardzie i Ragiczu. Występował on pod przybranym nazwiskiem "Wacław Nowak" nadanym mu przez NKWD w trakcie nominowania go na stanowisko kierownika UB w Drawsku w 1945 roku. Jego prawdziwe nazwisko zdradzało jego rodowód żydowski.

Z nakazu NKWD Nowak wychwytał żołnierzy Armii Krajowej, Narodowych Sił Zbrojnych i organizacji antysowieckich, ukrywających się na podległym mu terenie. Uczestniczył on w obławach na grupy żołnierzy Wileńskiej 5-tej Brygady AK oddziału majora Zygmunta Siendzielerza ps. "Łupaszka" (wcześniej należącego do 4-tej Brygady), które przedostawały się do lasów Pomorza Zachodniego.

Złapanych odstawiał do obozu koncentracyjnego NKWD w Barkenbryge (Barkniewo) koło Gross-Born Borne (Sulimowo). (Nowak znał tylko niemieckie nazwy miejscowości.) Był to obóz przejściowy. Stamtąd były dla AK-owcóow tylko dwa wyjscia: do Rosji albo na "rozwałkę". 

NKWD-zista, który nadzorował zbrodniczą działalność UB, w tym zbrodnie Nowaka, był Żyd Stolzman. 

AK-owców rozstrzelano we wsi Doberlage położonej około 5 km na północ od Nadarzyc.

Wieś ta jest opuszczona od tamtego czasu, nawet jej nazwa wyszła z użycia. Zostały po niej tylko resztki murów i fundamenty. Zwłoki zakopano w okolicznych lasach. Jedne przykryto niewypałami, inne także minami i zasypano ziemią. 

Nowak zapamietał tylko trzy nazwiska spośród zamordowanych żołnierzy AK: Jerzy Łoziński, Stanisław Subotrowicz i Witold Milwid, (ich przesłuchiwano najdłużej). UB-owcy zastrzelili ich w Doberlage w obecności Nowaka i Stolzmana. 

NKWD-zista Stolzman przygotowywał również procesy polityczne młodzieży szkolnej. 

W Wałczu doprowadził do skazania uczniów Bogdana Szczuckiego, Mariana Baśladyńskiego i Feliksa Stanisławskiego, a w
Białogardzie Pszczółkowskiego i Tracza na więzienie i pracę w kopalniach węgla. 

Wacław Nowak spotkał NKWD-zistę Stolzmana kilka lat później w Urzędzie Bezpieczeństwa w Białogardzie, ale on nazywał się już inaczej.

Zmienił nazwisko na Zdzisław Kwaśniewski. 

"Zdzisław Kwaśniewski" pracował w Szpitalu Powiatowym i Przychodni zakładowej P.K.P. w Białogardzie. 

Ci, którzy go znali, opowiadają, że był wzrostu okolo 1,60 m, jego profil twarzy i chód Żyda. Gdy maszynista w P.K.P. potrzebował czas wolny od pracy, koledzy zwykli mówić: "Idź do Żydka po zwolnienie". Co najmniej jeden z tych wników mieszka w Stanach Zjednoczonych. On zapisał się na studia w Akademii Medycznej w Szczecinie, ale odpadł ponoć już na pierwszym roku. Zapewne był felczerem, a nie lekarzem. 

Mieszkał w Białogardzie przy ulicy Bohaterów Stalingradu nr 10, obecnie Dworcowej. Żona jego, też Żydówka, przebywała w domu i mało wychodziła do miasta. Córka jest okulistką i mieszka z mężem w USA. Był to ojciec obecnego Prezydenta R.P. Aleksandra Kwaśniewskiego-Stolzmana.




 *   *   *  



Zeznanie pod przysięga złozył Dominik Dzimirowicz.

Gdzies w połowie 1945 r. wraz z rodzicami przyjechałem do Gdanska. W domu rodzicow miesciła się Komorka Kontrwywiadu w dzielnicy Gdansk-Wrzeszcz, ul. Wallenroda 4. Do Komorki przychodziły wiadomosci, ze w kierunku Gdanska sa kierowani więzniowie, ktorzy nie docieraja do miejsca przeznaczenia tzn. do więzienia.

Aby rozpoznac "sprawę" ojciec moj postanowił pojsc do pracy UBP Gdansk jako kierownik warsztatu krawieckiego, a mnie wział jako ucznia. Podjęto szczegołowa penetrację UBP w Gdansku. Rzeczywistosc okazała się koszmarem.

Do gdanskiego UB przywozono tygodniowo od jednej do dwuch grup zolnierzy AK. Przesłuchiwania prowadzili NKWDzisci w formie łamania rak, nog, wyrywanie paznokci itd. Ww. przesłuchania byly nadzorowane przez Stolzmana. 

Następnie przesłuchanych "wiezniow" wysyłano transportem samochodowym w kierunku Słupska. Od 1947 r. zaczeto stopniowo likwidowac oboz Barkniewo, gdzie byli rozstrzeliwani zołnierze Armii Krajowej. 

W zwiazku z tym częsc wiezniow była kierowana do podziemi przy ulicy Jaracza w Słupsku, gdzie była mordowana, następnie zasypywana wapnem, gdzie do tej pory leza ich prochy. W zwiazku z tym, ze Stolzman znał mego ojca, z ktorym uzgodnił, ze w rezerwie zawsze będzie wyprasowany mundur. Gdy był w Gdansku, dzwonił do Konsumu, zeby wysłac mundur, wtedy ojciec posyłał mnie z mundurem do Stolzmana. 

Wziałem mundur i poszedłem do urzędu bezpieczenstwa w Gdansku. Niosac mundur dla Stolzmana nie spodziewałem się, ze w przeciagu 48 godzin znajdę się w przedsionku piekła. Gdy weszłem do pomieszczenia, gdzie znajdowałl sie Leebe Bartkowski, ktory przygotował narzędzie do torturowania ludzi, zamiast zameldowac swoje przybycie, to ja stanalem i przygladałem się, co Bartkowski robi. Tenze nie zastanawiajac się uderzył mnie w twarz. Natychmiast odwzajemniłem Bartkowskiemu. Z opresji wybawił mnie Stolzman, ktory wszedł prowadzac dwie kobiety, jedna młodsza, druga starsza. 

Okazało sie, ze to była zona i corka jednego z uciekinierow, ktory przyznał się, ze u niego w domu przechowywana jest czesc narkotykow - zabrano narkotyki i obie panie. Przez poł dnia Szwedzi i Polacy byli przesłuchiwani przez Stolzmana i Bartkowskiego. 

Interesowal ich, kto i skad dostarczył opium na statki, gdzie znajduje sie miejsce składowania na terenie Trojmiasta, Ustki, Słupska. Gdy skonczono ustne przesłuchiwanie i Stolzman nie dowiedział sie, skad brano tak duze ilosci narkotykow, wtedy przystapiono do fizycznego przesłuchania. "Na tapete" wzieto wieznia, ktory na piersi mial zawieszony krzyz.

Bartkowski kazal zdjac krzyz, lecz przesłuchiwany odmowil. Stolzman kazal Bartkowskiemu powiesic go na haku na łancuszku od krzyza. Postawiono delikwenta na taborecie i rece i nogi mial zwiazane, głowe przełozono na łancuszek powieszony na haku. Nastepnie Bartkowski raptownie wyrwal ławke spod nog. Lancuszek pekł pod naprezeniem i jednoczesnie przeciał prawdopodobnie tetnice. Krew zaczeła lac sie jak z "kranu". Po kilku minutach człowiek nie zył. 

Kazano mi pomoc wyniesc zwłoki oraz zmyc podloge. Krzyz zmywał NKWDzista. Osobiscie słyszłem jak Stolzman mowił do Bartkowskiego, ze krzyz ten wezmie do domu na pamiatke. Nastepnym do przesłuchania był młody Polak. 

Związano mu ręce i nogi oraz powieszono jak świniaka na haku. Obnażono dolną część ciała i Bartkowski szczypcami zaczał sciskac przyrodzenie. Nastapił niesamowity krzyk bolu torturowanego człowieka. Stolzman kazał przerwac tortury i zapytał czy juz sobie przypomniał, skad mieli na statku narkotyki. Młody czlowiek wskazał na małzenstwo z corka, ktorzy prawdopodobnie mieli sie zajmowac transportem narkotykow na statki. 

W pierwszej kolejnosci wzieto seniora rodu. Zone i corke ze zwiazanymi rekoma posadzono w bliskiej odległosci od ojca i meza.

Zaczeto mu zrywac paznokcie z rak i nog. Zeby nie krzyczał zaplombowanu mu usta. Torturowany czlowiek kilkakrotnie mdlal. Lamano mu palce u rak i nog, i rece. Gdy zdjeto opaske z ust Bartkowski zapytał go czy bedzie zeznawal, odpowiedzial, ze tak.

Narkotyk - opium został przywieziony do miasta Ustka samochodem MO, a eskorte stanowili milicjanci. Gdy samochod pojechał pod statki, zołnierze, ktorzy pilnowali statki szwedzkie znikneli na czas rozładunku towaru. Izaak Stolzman zagroził, ze jezeli nie bedzie mowił prawdy, to zona i corka zostana zgwałcone a pozniej zastrzelone. 

Torturowany mezczyzna 'przypomniał sobie', ze narkotyk był przywieziony z Urzedu Bezpieczenstwa Publicznego w Szczecine.

Stolzman jak to usłyszał, to sie wsciekł, zawołał dwoch NKWDzistow, tez Zydow, ktorzy zgwałcili 15 letnia corke oraz zone. 

Po zgwałceniu kobiet, Stolzman wział ze stolu aparat, rozerwał pochwe a Bartkowski wepchnał nagrzany pret do czerwonosci w skrwawiona pochwe dziewczyny. Nastapił niesamowity krzyk bolu. Tak samo postapiono z matka dziewczyny. Niepotrzebne kobiety wyniesiono do nastepnego pomieszczenia, gdzie zostały zastrzelone. 

Stolzman Izaak w dalszym ciagu prowadzil sledztwo w stosunku do torturowanego mezczyzny, nie wierzył jego zeznaniom, ze ten z uporem maniaka powtarzał, ze narkotyki zostały przywiezione z Urzedu Bezpieczenstwa Szczecin. W pewnym momencie kazał nagrzac pret, a Bartkowski z cała siła wepchna w odbytnice, powtorzył sie ten sam scenariusz - ryk człowieka mordowanego. 

Po zakonczeniu "eksperymentu" został zastrzelony, w tył głowy. Wykonawca był Leebe Bartkowski. 

Izaak Stolzman zarzadził przerwe na obiad. Gdy chciałem opuscic przybytek zbrodni zapytałem czy moge pojsc do domu. Stolzman powiedział, ze zostane i pojde gdy przyjdzie czas. Po jakims czasie powrocił z obiadu Leebe Bartkowski, stanał w rozkroku i powiedział do mnie: "Nu ty Goj, czy wiesz, ze nasze kamienice a wasze szubienice, za chwile zawisniesz na tym haku !!!"

Po chwili przyszedł Izaak Stolzman i zarzadził przesluchanie pozostałych Polakow przez Bartkowskiego, a mnie kazał pozostac w pokoju. Natomiast Stolzman wział dwoch pomocnikow i rozpoczał przesłuchania marynarzy szwedzkich, zastosował stopniowa metode torturowania, zaczeto od zdzierania paznokci z rak i nog oraz łamania palcow. Nastepnie rozgrzanym pretem - pretami ciagnieto po całym ciele, plecach, nogach, brzuchu, piersiach itd.

Krzyk bolu, rozpaczy meczonych marynarzy szwedzkich. Gdy torturowano Szwedow i Polakow, Izaak Stolzman stał i przygladał sie, gdy torturowani ludzie krzycza. 

On usmiechal sie, wydawało sie, ze Stolzman znajduje wie w jakiejs "ekstazie", ktora dawała mu niesamowita przyjemnosc.

Leebe Bartkowski podczas przesłuchania uciekinierow polskich nie uzyskał zadnych dodatkowych wiadomosci. Stolzman kazał odprowadzic i rozstrzelac. Dla mnie dano siennik i koc do spania i tak przesiedzialem cała noc do nastepnego ranka. 

Rano nastepnego dnia Stolzman kazał Bartkowskiemu załadowac do samochodu rozstrzelonych Polakow, zawiesc do Brzezna i zakopac. Sam natomiast przy pomocy dwoch NKWDzistow rozpoczał kontynuacje wczorajszych przesłuchan marynarzy szwedzkich, dochodzenie przeprowadzone było w jezyku niemieckim tak, ze nic nie rozumiałem. Tyle mogłem zrozumiec, ze gdy nie było po mysli Stolzmana, to wzmogło sie znecanie. 

Lamanie rak, palcow, bicie pretem po całym ciele itd. Gdy przyjechał Bartkowski, polecił, aby przygotowac do drogi samochod, jezeli beda pytac dokad zabiera - powiedziec, ze Szwedzi sa wiezieni na statek, ktory ich zawiezie do Krolewca-Kalingradu. Było to kłamstwo i wyprowadzenie wszystkich "zainteresowanych" w pole. 

Nastepnie wszystkich porwanych Szwedow wsadzono do samochodu uprzednio wiazac rece i nogi. Konwojenci siedli razem z wiezniami. Natomiast Naczelstwo w Gaziku, a ja z nimi ruszylismy w strone Gdynia-Lebork-Slupsk. W Slupsku po kilku minutach pojechalismy pod budynek. Na zewnatrz budynku ksztalty pol okragle, od podworka wklesle. Po chwili stania na zewnatrz wyszlo kilku ludzi. Bartkowski na czele ze swoimi ludzmi zaczal wyladowywac Szwedow. Po wyladowaniu ustawiono ich "gesiego" i poprowadzono do budynku. Gdy ostatni zniknal w drzwiach, Stolzman kazal mi przejsc na siedzenie obok niego.

Dominik zwrocil sie do mnie: "Przekroczyles prog swojego bezpieczenstwa. Zobaczyles i uslyszales to, co nie powinienes... widziec i uslyszec. W zwiazku z tym musialbym ciebie zabic, ale tego nie zrobie. Zawdzieczasz swoje zycie Dyrektorowi Konsumu, panu Kaminskiemu, ktory wstawil sie za toba. Jezeli zaczniesz rozpowiadac, co slyszales i widziales, to zginie cala twoja rodzina i ty w podziemiach. Teraz zejdziemy na dol do podziemi to zobaczysz, ze ja ciebie nie oklamuje." 

Rozkazal, abym szedl za nim, tak mnie sprowadzil do podziemia. W pierwszej kolejnosci poczulo sie niesamowity zapach rozkladajacych cial ludzkich oraz zobaczylem lezacych pokotem marynarzy szweckich, ktorzy przed kilkoma minutami zeszli do podziemi.

Dobijano z pistoletow tych, ktorzy dawali oznaki zycia. Gdy chcialem opuscic przedsionek piekla, Stolzman zlapal mnie za ramie, mowiac mi, ze musze jeszcze zobaczyc krematorium i zwloki, ktore sa zasypane wapnem: "Jak ty nie bedziesz posluszny, to spotka ciebie to samo co tamtych." 

Podszedlem blizej do zwlok zasypanych wapnem. Widok byl straszny, usta otwarte, powieki nie zamkniete, wyraz twarzy wykazywal grymas - obraz byl niesamowity. Do tej pory mam obraz tego nieboszczyka. Gdy tak przygladalem sie twarzy
nieboszczyka, ktora mnie zafascynowala, do Stolzmana podeszlo dwoch ludzi, ktorzy okazali sie prokuratorami prokuratury powiatowej w Slupsku. 

Przyszli do Stolzmana, aby uzgodnic ilu maja przyslac wiezniow do zamordowania, spalenia lub zasypania wapnem. Po uzgodnieniu z nimi, ilu ludzi-wiezniow maja dostarczyc, pociagnal mnie za NKWDzistami, ktorzy ciagneli zwloki szweckiego marynarza. Raptownie trafilismy na kotlownie, piece krematoryjne.

Widok wkladajacego ciala do pieca oraz drugiego palacego ciala marynarza szweckiego. W pewnym momencie stracilem przytomnosc, dopiero odzyskalem ja w samochodzie w drodze powrotnej do Gdanska. 

Rok 1957 - moj przyjaciel Kazimierz Walczak otrzymal stanowisko dowodcy okretu demagnetazyjnego, w zwiazku z tym zlozylem wizyte na okrecie. Byl to szkuner. Kadlub o budowie drewnianej. 

Przed dostaniem sie w polskie wladanie wlascicielem byl amator szwedzki. Polscy marynarze nazywali go "Swiety Jerzy". Wsrod marynarzy - zalogi, szla szeptana z ucha do ucha wiesc, ze "Swiety Jerzy" zostal w piracki sposob obrabowany przez Sowietow, natomiast zaloga statku zostala uprowadzona do Slupska i tam zamordowana oraz w podziemiach bylego Arbeitsamtu w krematorium spalona. 

Natomiast oficjalna wersja, ze jednostka utonela na terenie wod wewnetrznych lub przyleglych do obszaru polskiego, ze armator szwedzki zrezygnowal z wydobycia nieoplacalnej sprawy ! Po szkoleniu bylem kilkanascie dni. Z powodu, ze przyjaznilem sie z dowodca, por. Walczak Kazimierz "przymknal oko" na moja penetracje kadlubu okretu. Chcialem znalezc miejsce w poszyciu kadluba, ktore byloby kiedys uszkodzone. Takiego miejsca nie znalazlem. 

Kazimierz Walczak nie doczekal sie lepszych czasow, odmowil wspolpracy z KGB, zostal zamordowany latem 1967 r.

 

...

* * *

 

 

Historia

 czyli Olo zawsze na wierzchu

Na początek krótki życiorys "pana prezydenta" 

  • W trakcie studiów na Uniwersytecie Gdańskim (1973-77) A. Kwaśniewski wstępuje do Socjalistycznego Związku Studentów Polskich. Intensywna działalność nie pozostawia już mu czasu na obronę pracy magisterskiej.

  • W 1977 r. wstępuje do PZPR, nie z powodu sytuacji rodzinnej czy konieczności życiowej, ale dla zrobienia kariery.

  • W 1981 r. z polecenia nomenklatury partyjnej zostaje mianowany redaktorem naczelnym tygodnika "ITD". W roku następnym bierze udział w pracach komisji weryfikacyjnej i czynnie przyczynia się do wyrzucenia z pracy niezależnie myślących dziennikarzy.

  • Pracuje w radach Rakowskiego i Messnera - początki kariery na najwyższych urzędach państwowych, zajmując ministerialne stanowiska, uzyskane bez żadnej weryfikacji demokratycznej.

  • W 1989 r. przegrywa wybory do Senatu w woj. koszalińskim.

  • W ostatnich dniach urzędowania, już w roku 1990, "jednym podpisem" umarza pożyczki na zawrotne w tym czasie kwoty kilkuset milionów złotych dla komunistycznych organizacji młodzieżowych takich jak ZSMP czy ZSP.

  • Trzy miesiące wcześniej, na ostatnim zjeździe PZPR (pierwszym SdRP) zostaje wybrany szefem.

  • A. Kwaśniewski pozostaje wierny stalinowskim tradycjom i głosuje za przedawnieniem zbrodni PRL-u.

 

Aleksander Kwaśniewski

prawie magister



Aleksander Kwaśniewski - prezydent RP. Członek partii komunistycznej, minister w dwóch kolejnych rządach komunistyczych. Mimo to w latach 90. zapewniał: Nigdy nie byłem komunistą! Wejście do PZPR Kwaśniewski tłumaczył tym, że pociągała go atmosfera partii, która się chciała reformować. Ciekawe tłumaczenie ze strony osoby, która weszła do PZPR, kierowanej przez Gierka i Jaroszewicza, w 1977 roku, w okresie skrajnej stagnacji, po brutalnym rozbiciu protestujących robotników z Radomia i Ursusa, osławionych "ścieżkach zdrowia" etc.

0d wczesnej młodości umiał stawiać na to, co przyspieszało karierę. Już w gimnazjum jako 17-1etni chłopak ochoczo wysławiał Związek Sowiecki jako wzór dla Polski. W kronikach jego szkoły odnotowano w 1971 roku: Odbyły się w naszej szkole uroczystości poświęcone 54 rocznicy Wielkiego Października. Uroczystość tę zaszczycili swą obecnością pedagodzy radzieccy. Wydarzenia tamtych chwalebnych dni przypomniał kolega Kwaśniewski, który zwrócił jednocześnie uwagę na zasługi ZSRR w rozwoju socjalizmu polskiego
(cyt za Gazetą Wyborczą z 23 listopada 1995 r.).

W dość szczególny sposób tłumaczył swoje opowiedzenie się za lewicą: Mój ojciec od rana słuchał "Wolnej Europy". Moje lewicowe poglądy ukształtowały się pod wpływem niedobrej prymitywnej propagandy "Wolnej Europy". Jej jednostronność tak mnie denerwowała, że pchało mnie to w stronę lewicy. Kwaśniewskiego denerwowała "niedobra, prymitywna propaganda RWE", ale jak widać pociągała go łukaszewiczowsko-gierkowska propaganda lat 70., nie mówiąc o propagandzie sowieckiej z doby późnego Breżniewa. Szybko robił karierę aparatczyka. W 1977 roku był już wiceprzewodniczącym Zarządu Wojewódzkiego SZSP i wstąpił do PZPR-u. W 1978 roku był już kierownikiem Wydziału Kultury ZG SZSP. Ożenił się z Jolantą Konty i przeniósł do Warszawy, gdzie natychmiast dostał mieszkanie. Już nie starał się ukończyć studiów i napisać żmudną pracę magisterską. Teraz liczyło się dla niego maksymalne wykorzystanie dobrych układów. Znający dobrze Kwaśniewskiego od 1981 roku Piotr Gadzinowski wspominał: Umiejętność sitwiarstwa byla istotną cechą prezesa i Kwaśniewski ją niewątpliwie posiada.
(Cyt. za Agatą Chróścicką: Kwaśniewski jestem..., Kraków 1995, s. 24, 37 )

Jesienią 1981 r. Kwaśniewski został redaktorem naczelnym "itd". Po czasowym zamknięciu pisma w okresie stanu wojennego od stycmia 1982 r. rozpoczyna gorączkowe starania u różnych bonzów partyjnych o jego uruchomienie. Z tego czasu i z pierwszych miesięcy po wznowieniu pisma zanotowano wiele przykładów nagminnej skłonności Kwaśniewskiego do rozmijania się z prawdą. Opisała je Agata Chróścicka: Czekając na odwieszenie "itd" wszędzie mówił, że jest bezrobotny i uskarżał się, że nie ma pieniędzy, podczas gdy - jak twierdzą jego koledzy redakcyjni - przez cały czas zawieszenia "itd" brał pensję redaktora naczelnego. Uczestniczył w komisji weryfikacyjnej dziennikarzy, jak wspominała choćby Lidia Ostałowska, ale później twierdził, że nie brał żadnego udziału w weryfikacjach dziennikarzy. Chociaż lubił podkreślać, jak ważne były dla niego starania o dziennikarzy, których namówił do współpracy z "itd" podczas weryfikacji nie upominał się o swoich współpracowników. Co więcej - kiedy niektórzy z negatywnie weryfikowanych dziennikarzy wygrywali sprawy w Sądzie Pracy, nie przyjmował ich z powrotem do redakcji.  (A. Chróścicka, op. cit., s. 34)


Tego typu postawa Kwaśniewskiego sprzyjała jego przyspieszonej karierze, mocno wspieranej w swoim czasie przez młodego "twardogłowego" Waldemara Świrgonia. W 1984 roku został redaktorem naczelnym Sztandaru Mlodych, w 1985 r. ministrem w rządzie Messnera, później ministrem w rządzie Rakowskiego, przez którego był ogromnie faworyzowany. W 1989 roku przy "okrągłym stole" był już jednym z czołowych przedstawicieli strony partyjno-rządowej, startował w wyborach czerwcowych do Senatu z województwa koszalińskiego, ponosząc porażkę w starciu z nikomu nie znaną organistką z listy "Solidamości" z Koszalina. Zaprzyjaźniony już wtedy z Kwaśniewskim Michnik dworował sobie w rozmowie z nim 8 czerwca 1989 r. mówiąc: Olek, taką ka-ampanię zrobiłem ci w Gdańsku, i dałeś du-upy. "Różowi" na czele z Kuroniem i Michnikiem nie zapominają o Kwaśniewskim, widząc w nim godnego maksymalnego popierania i nagłaśniania "Europejczyka", który bardzo może się im przydać w przyszłości w starciach z narodową prawicą. Kwaśniewski utrzymał urząd przewodniczącego Komitetu Młodzieży i Kultury Fizycznej w randze ministra. Zarówno w 1989 roku, jak i w 1990 jako przewodniczący SdRP Kwaśniewski korzystał z bardzo wydatnego poparcia nagłaśniającego ze strony Michnika i jego Gazety Wyborczej. Rozmiary tego poparcia i współdziałania Kwaśniewskiego z "różowymi" z "udecji" (ogromne zaangażowanie Kwaśniewskiego na rzecz utrzymania przez Geremka przewodnictwa komisji zagranicznej w Sejmie) dawały wiele do myślenia. Podobnie jak konsekwentne występowanie Kwaśniewskiego przeciwko rzecznikom obrony patriotyzmu i polskości, jego ataki na "hurrapatriotyczne emocje" i "polonocentryzm", a równocześnie skrajnie filosemickie stanowisko, ogromna spolegliwość wobec różnych postulatów strony żydowskiej.

 

 

Wolność od pracy magisterskiej

W informatorze z II kadencji Sejmu o Kwaśniewskim podawano wykształcenie wyższe; mgr ekomomii. Sam Kwaśniewski 16 października 1995 r. publicznie skłamał mówiąc w wywiadzie dla radiowej Trójki, że obronił pracę magisterską na Uniwersytecie Gdańskim i ma wyższe wykształcenie (według Rzeczypospolitej z 11 grudnia 1995 r.). Tymczasem 16 listopada 1995 r., na trzy dni przed II turą wyborów, B. Synak, prorektor Uniwersytetu Gdańskiego oświadczył, że Aleksander Kwaśniewski został skreślony 5 października 1978 r. z listy studentów wydziału Ekonomiki i Transportu UG. 24 października to samo potwierdził rektor UG prof Z. Grzonka, mówiąc, że A. Kwaśniewski ani nie skończył studiów na UG, ani nie jest absolwentem uczelni, ani magistrem. Nie przeszkodziło to Kwaśniewskiemu kolejny raz skłamać w wywiadzie dla Frankfurter Rundschau z 24 listopada, iż skończył studia na wydziale Handlu Zagranicznego, a odmienne stwierdzenie rektora UG w tej sprawie nazwał "manewrem wyborczym". Dopiero 2 grudnia 1995 r. Kwaśniewski już jako prezydent-elekt przyznał na łamach Polityki, że nie zrobił magisterium. Dał jednak przy tym skrajnie groteskowe wyjaśnienie całej sprawy. Zapytany, dlaczego przystępując do walki o takiej wadze nie postarał się o to, by mieć wszystkie papiery w porządku, wykazać więcej dbałości choćby w wypełnianiu ankiet. Kwaśniewski odpowiedział: (..) Uważam, że jako osoba, która zdała wszystkie egzaminy, mam ukończone studia wyższe. Mam jednak poczucie pewnego grzechu - otóż żałuję, że toku studiów nie zamknąłem formalnie magisterium. Co to było? Swego rodzaju nonszalancja, poczucie, że niejest to w gruncie rzeczy ważne? Zapewne wszystko razem. Może zresztą brak dyplomu zadaje kłam opiniom, o mnie jako o wyrachowanym karierowiczu, który wszystko sobie dokładnie zaplanował i wyreżyserował. Sięgacie tematu bardzo dla mnie trudnego i także do części mojej duszy, która nie jest zbytnio odkryta - przez całe życie odczuwałem straszliwą potrzebę wolności i gdzieś właśnie w tym mieści się to machnięcie ręką na dyplom. Nie mam natomiast żadnych kompleksów jeśli chodzi o moje wykształcenie, które uważam za bardzo dobre (..).

Najdowcipniej skomentował tego typu tłumaczenia się Kwaśniewskiego Stanisław Tym: (..) Nie ma dyplomu, bo jest uczciwy (..). Krętaczyna, oszust i kłamczuch zdałby cynicznie egzamin magisterski i obronił dyplom - bo tak zachowują się tchórze, asekuranci, wyrachowani karierowicze i niewolnicy administracyjnych nakazów. Człowiek wolny macha ręką na takie sprawy. Czy to nie jest piękne i szlachetne? Czyż można mieć do kogokolwiek cień pretensji o to, że jest człowiekiem wolnym (..) Łatwo przewidzieć, że ta "straszliwa potrzeba wolności ogarnie wkrótce szerokie rzesze społeczeństwa (...). Skoro wolnym może być prezydent, to chyba wolnym może czuć się każdy obywatel w każdej sytuacji (...).  (Wprost z 10 grudnia 1995 r.)


W efekcie takiej "straszliwej potrzeby wolności" - zdaniem Tyma - jadący tramwajem mogliby nie kasować biletów, kierowcy prowadziliby samochody bez prawa jazdy, bo skoro sami uznawaliby swoje umiejętności prowadzenia samochodu za bardzo dobre, to po co im jeszcze jakiś papier, etc. W tymże Wprost z 10 grudnia 1995 Lech Falandysz ubolewał, że prezydent-elekt dwukrotnie dopuścił się fałszu intelektualnego, czyli "poświadczenia nieprawdy". Jego zdaniem Polacy wybrali na prezydenta człowieka, o którym już wiadomo, że niezbyt dobrze sobie radzi w trudnych sytuacjach. Nie wiedzieć dlaczego, za często brnął w ślepy zaułek niejasnych tłumaczeń lub zasłaniał się niepamięcią. Kiedyś zasłynął tym, że uszedł z Sejmu przed dziennikarzami po drabinie. Ufam, że ten zgrabny sprzęt jest na wyposażeniu Pałacu Namiestnikowskiego i że będzie utrzymywany w znakomitym stanie, zawsze gotowy do użytku.

Nawet stary protektor Kwaśniewskiego, były premier komunistyczny Mieczysław F. Rakowski uznał krętactwa wyjaśnień Kwaśniewskiego w sprawie jego wykształcenia za "niefortunny początek". Pisał (na łamach SdRP-owskiej Trybuny z 16 grudnia 1995 r.): (...) Aleksander Kwaśniewski postąpił głupio, źle. Zbyt lekkomyślnie potraktował tę sprawę. Wielu swoim autentycznym zwolennikom zafundował dyskomfort psychiczny (..).

Na tle całej sprawy warto bliżej przyjrzeć się skali wartości prezentowanych przez Kwaśniewskiego. Jego rzekoma straszliwa potrzeba wolności wyraziła się przede wszystkim w zlekceważeniu wartości normalnego ukończenia studiów w sytuacji, gdy nagle zabłysnęła przed nim prawdziwie "wolnościowa" kariera aparatczyka i "wolność" od poważnych wysiłków w napisaniu pracy magisterskiej. Nie wiemy tylko, jak to jego poczucie wolności miało się do wymogów stanowisk, które pełnił, a przy których wymagane było ukończenie studiów wyższych (np. szefa Komitetu Młodzieży i Kultury Fizycznej w trzech kolejnych rządach). Posłowie z KPN podejrzewali, że w sytuacji, gdy Rada Ministrów przyznawała pracownikom urzędów państwowych dodatek do pensji za wyższe wykształcenie najprawdopodobniej Kwaśniewski również pobierał pieniądze za "swój dyplom"
(według Życia Warszawy z 1 grudnia 1995r.).


Spróbowano wnieść w tej sprawie żądanie wyjaśnienia do szefa URM Marka Borowskiego, lecz Prezydium Sejmu odrzuciło zapytanie uznąjąc je za "manifestację polityczną". Posłowie KPN zarzucali Kwaśniewskiemu posługiwanie się tytułem magistra także, gdy był redaktorem naczelnym itd i Sztandaru Młodych, pism należących do RSW "Prasa-Książka-Ruch". Według przepisów tej spółdzielni redaktorzy naczelni musieli legitymować się dyplomem ukończenia wyższych uczelni. Stąd sugerowanie przez niektórych posłów pod koniec listopada 1995 r., że powinno się skierować do prokuratury zarzut o wyłudzenie przez Kwaśniewskiego pieniędzy od Skarbu Państwa 
(według Życia Warszawy z 1 grudnia 1995 r.).


Jak wiadomo zabrakło dostatecznej presji społecznej dla wyjaśnienia wszystkich tych spraw. Werdykt Sądu Najwyższego (przy votum separatum blisko jednej trzeciej sędziów) zamknął całą sprawę wygodnie dla Kwaśniewskiego, pomimo potwierdzenia faktu, iż nie ma on wyższego wykształcenia. Decyzją z 9 grudnia 1995 Sąd Najwyższy stwierdził, że na liście wyborczej podano nieprawdziwą informację o Aleksandrze Kwaśniewskim, ale mimo to uznał jego wybór na prezydenta RP.

Dlaczego Sąd Najwyższy podjął uchwałę, która oznaczała pogodzenie się z objęciem najwyższego urzędu w państwie przez człowieka splamionego krętactwem? Istotne uzasadnienie tej decyzji Sądu Najwyższego podał zastępca prokuratora generalnego Stefan Śnieżko, który powiedział przed SN w dniu 9 grudnia, jakoby opinia publiczna dobrze wiedziała na długo przed wyborami, i to między innymi dzięki mediom, że Kwaśniewski podał nieprawdziwe dane o swym wykształceniu. Stąd wyborcy, znając tę okoliczność, brali ją pod uwagę, oddąjąc swe głosy. Sąd Najwyższy najwyraźniej zaakceptował to nie odpowiadające prawdzie uzasadnienie prokuratora Snieżki. Sędzia Jan Wasilewski w uzasadnieniu uchwały SN z 9 grudnia stwierdził, że ci, którzy wzięli udział w głosowaniu w dniu 19 listopada 1995 najczęściej mieli wątpliwości co do wyższego wykształcenia Kwaśniewskiego. Prezes SN przemilczał tu całkowicie fakt, że wszelkie wątpliwości co do wyższego wykształcenia Kwaśniewskiego były przez cały czas gwałtownie atakowane w mediach przez wpływowych zwolenników Kwaśniewskiego (D. Waniek, Z. Siemiątkowskiego, etc.) i określane jako oszczerstwa, oraz elementy gry wyborczej wymierzonej w przywódcę SdRP. Biegły dla Sądu Najwyższego, prof. Antoni Sułek, przewodniczący Polskiego Towarzystwa Socjologicznego przypomniał w tekście publikowanym w Rzeczpospolitęj 12 grudnia 1995, iż sztab Kwaśniewskiego zaprzeczał informacjom Uniwersytetu (Gdańskiego) i sam przedstawiał je jako rzekomo nieuczciwy chwyt wyborczy. W warunkach bardzo ostrej walki wyborczej ogromna część zwolenników Kwaśniewskiego wolała wierzyć publicznie nagłaśnianym przez "swoich" publicznym twierdzeniom w jego obronie niż uwierzyć w gwałtownie zaprzeczane zarzuty na temat jego braku wykształcenia.

Sam Kwaśniewski ani myślał przeprosić opinię publiczną za swe krętactwa w sprawie wykształcenia. Potwierdzone przez Sąd Najwyższy zarzuty wobec niego nazywał "oszczerstwami", a krytyków swoich kłamstw "frustratami". Zdobył prezydenturę per fas et nefas, i odtąd nie ma sprawy. Swymi krętactwami prezydent-elekt dał swym zwolennikom jednak straszliwą żabę do przełknięcia. Musieli teraz mozolnie tłumaczyć kłamstwa Kwaśniewskiego i robić przy tym dobrą minę. Pod tym względem wszystkich przebił ówczesny redaktor naczelny SdRP-owskiej Trybuny Dariusz Szymczycha w telewizyjnym Wydarzeniu Tygodnia z 9 grudnia 1995. Polemizując z określeniami "krętacz" i "nieuczciwy" wysuwanymi pod adresem Kwaśniewskiego w związku z jego przedwyborczymi kłamstwami na temat wykształcenia Szymczycha prawdziwie "nowatorsko" stwierdził, że Kwaśniewski był nieuczciwy tylko w pewnej sferze. Cóż za oryginalny wkład do teorii etyki - według redaktora naczelnego Trybuny można więc było być nieuczciwym tylko w jednej sferze, a równocześnie być generalnie uczciwym. Powiedzmy "uczciwym inaczej"!

Już jako prezydent Kwaśniewski niejednokrotnie dowiódł, że lekceważenie dyplomu wyższej uczelni jest tylko jednym z symptomów cechującego go lekceważenia wyższych wartości w kulturze i nauce, czy szerzej w życiu publicznym. W jego skali wartości najwyżej plasowało się spotkanie z Michaelem Jacksonem, bo ten jako idol części młodych mógł mu dać dodatkowe głosy. Nic nie znaczyła zaś dla niego kolejna rocznica Powstania Warszawskiego, na którego osobiste uczczenie nie znalazł czasu. W czasie pobytu w Stanach Zjednoczonych zabiegał o spotkanie z bokserem Andrzejem Gołotą, pomimo faktu, że bokser ten wówczas był formalnie ściganym przez prawo zbiegiem z Polski. Nie znalazł natomiast czasu na wręczenie wysokiego odznaczenia znanemu pisarzowi Stanisławowi Lemowi (tu zastąpiła go Waniek). Znamienne jest w ogóle, do jakiego stopnia prezydent - były aparatczyk SZSP, który w swoim czasie kierował wydziałem kultury, pomija sprawy kultury, nauki i oświaty w swych wystąpieniach i wywiadach. W ten sposób odbija się u niego cały bolesny kompleks "prawie magistra".

 

 

"Kłamię, więc jestem"

Zawód aparatczyka wyćwiczył w nim różne specyficzne umiejętności socjotechniczne na czele z zamiłowaniem do rozmijania się z prawdą. Niepisaną dewizą Kwaśniewskiego mogłyby być słowa: Kłamię, więc jestem. Pomimo cechującej go maestrii w oszukiwaniu został publicznie przyłapany na kłamstwie. Chodziło o jego głosowanie w sprawie ustawy pozwalającej ścigać zbrodnie PRL-u. Kwaśniewski dwukrotnie wypowiadał się na temat swego głosowania w tej kwestii i za każdym razem mówił coś wręcz przeciwnego. Gazecie Wyborczej powiedział, że w ogóle nie brał udziału we wspomnianym głosowaniu. Kiedy jednak sprawdzono wydruk sejmowy i okazało się, że jednoznacznie pokazuje, iż Kwaśniewski głosował przeciwko ustawie, już dzień później usłyszano od niego całkowicie odmienną wersję jego zachowania w trakcie głosowania: Rozmawiałem z wiceministrem spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii i wpadłem na salę tylko na głosowanie. Podniosłem rękę tak, jak osoba odpowiedzialna w klubie za tę sprawę. Kwaśniewski z powodzeniem stosuje wypróbowany socjotechnicznie chwyt nagminnego kłamania w stylu "łapaj złodzieja". (Jak wiadomo złodzieje przychwyceni na gorącym uczynku, aby uniknąć krzyczą do przechodniów "łapąj złodzieja" w odniesieniu do tych, którzy ich chwytają.) Otóż istotną cechą Kwaśniewskiego, spadkobiercy komunistycwego totalitaryzmu wraz z całą jego aparatczykowską SdRP, jest oskarżanie o totalitaryzm wszystkich tych, którzy pragną rzeczywistych rozliczeń ze spuścizną PRL-owskiego komunizmu. Już we Wprost z 11 października 1992 r. zapewniał: (...) Jeżeli tak często nasi pzeciwnicy zarzucają nam związki z PZPR, to we mnie rodzi się podejrzenie, że to właśnie oni w większym stopniu niż my są niewolnikami starego systemu. My na tyle, na ile to było możliwe, byliśmy krytyczni wobec rzeczywistości PRL tak, jak dzisiaj jesteśmy krytyczni wobec przykładów recydywy złych metod w III RP (...) Gdy Urząd Wojewódzki w Warszawie podważył stronę prawną statutu Polskiego Komitetu Olimpijskiego, na którego czele stał Kwaśniewski, ten natychmiast nazwał działanie urzędu "bolszewizmem". W maju 1990 r. pozwolił sobie na wystąpienie w roli szermierza demokracji broniącego jej przed rzekomym zagrożeniem ze strony Komitetu Obywatelskiego, mówiąc: Znamienne, że Komitet Obywatelski urzęduje w tym samym warszawskim pałacyku, co FJN i PRON. Tam jest jakiś niedobry duch, narzucający stare sposoby działania i myślenia.

Był zawsze bardzo konsekwentny w bronieniu osób z dawnego PRL-owskiego establishmentu, jak świadczył o tym choćby casus Sekuły. Dziennikarka SdRP-owskiej Trybuny Agata Wawrzyniak zapytała Kwaśniewskiego: Dlaczego wziął Pan pod swoje skrzydła człowieka skompromitowanego w oczach opinii publicznej przeciw któremu prokuratura we Wrocławiu toczyła dochodzenie, a Pański kolega klubowy, ówczesny minister sprawiedliwości, wystąpił z wnioskiem o uchylenie immunitetu? Znamienny był sposób wyjaśnienia całej sprawy w odpowiedzi Kwaśniewskiego: Głosowałem przeciwko pozbawieniu go immunitetu, ponieważ miałem wątpliwości prawne. Ponadto w takim sposobie mojego głosowania wyraża się protest przeciwko osądzaniu człowieka, a zrobiły to już wszystkie media występujące w roli prokuratora i sądu, zanim sprawa została rozpatrzona przez niezawisły organ sprawiedliwości. Dziś głosowałbym inaczej. Przyznaję, że w tej sprawie popełniliśmy błąd.


(Cyt. za Lubię grać. Rozmowa A. Wawrzyniak z A. Kwaśniewskim, Trybuna z 19 października 1995).
Sekuła dzięki temu tzw. błędowi uniknął odpowiedzialności, a poniewczasie najwygodniej było zdystansować się od całej sprawy.

 

 

Zbyt młody na zbrodnie

Gromkie ataki i oskarżenia wobec osób wysuwających jakiekolwiek zastrzeżenia wobec SdRP i jej ludzi stały się dla Kwaśniewskiego najlepszą metodą obrony starej gwardii z PRL. Towarzyszyły jej powtarzane na każdym kroku zapewnienia: PRL-bis nie ma (tytuł rozmowy z Kwaśniewskim na łamach Rzeczypospolitej z 13 września 1994 r.). W odpowiedzi na list biskupów w sierpniu 1995 r. przestrzegający wiernych przed głosowaniem na ludzi, którzy w okresie państwa totalitarnego sprawowali władzę, Kwaśniewski replikował: To mnie nie dotyczy. Nie czuję się odpowiedzialny za PRL, bo jestem zbyt młody. We Wprost z 19 września 1993 r. odnotowano wypowiedź Kwaśniewskiego: W naszym programie nie ma nawet śladu czegoś, co mogłoby przywodzić na myśl komunizm.

Choć SdRP ciągnie za sobą cały tabun różnych towarzyszy-szmaciaków, zahartowanych w bojach o umacnianie dawnej PRL-owskiej dyktatury, nie przeszkadza to Kwaśniewskiemu w aroganckich publicznych zapewnieniach, że rzekomo wśród 402 kandydatów SLD na posłów i senatorów w 1991 roku był zaledwie jeden przypadek wystawienia kogoś ze starego aparatu partyjnego (!!!) - por. wywiad A. Kwaśniewskiego dla Polityki z 5 października 1991 r. Mówił to ten sam Kwaśniewski, który konsekwentnie postawił na stary PRL-owski aparat odrzucając współdziałanie z rzeczywistymi partyjnymi reformatorami. Były współtwórca SdRP Tomasz Nałęcz, który odszedł z powodu takiego postępowania Kwaśniewskiego z jego partii, w której był początkowo wiceprzewodniczącym, wyjaśniał w wywiadzie dla Gazety Wyborczej z 20 października 1993 r., iż Kwaśniewski wybrał Millera, a nie Fiszbacha, gdyż: (...) Potrzebował siły tkwiącej w organizacji. Ta organizacja to byly struktury dawnej PZPR, które kontrolował właśnie Miller. Nam Kwaśniewski powtarzał : z wami można się napić, ale nie robić politykę. Mówił, że jak poprosi o coś aparatczyka, to wie, że będzie zrobione, a z nami zaraz się okaże, że było coś ważniejszego: dziecko zachorowało lub pies zaczął się drapać (...) W drugich rzędach siadało coraz więcej dawnych aparatczyków. Nowych ludzi było tam niewielu (...).

 

 

Zacieracz odpowiedzialności

Ulubioną metodą Kwaśniewskiego jest konsekwentne zacieranie odpowiedzialności za różne podłości PZPR i władz PRL poprzez stwarzanie poczucia, że właściwie to wszyscy byli zawikłani w PRL. służą temu stwierdzenia takie jak: Gdyby chciano Stworzyć rezerwat dla ludzi uwikłanych w realny socjalizm, to trzeba by ogrodzić drutami kolczastymi cały kraj. Przeciw takiej wizji "własnego domu" protestujemy! Trafnie obnażyła metody Kwaśniewskiego Agata Chróścicka w książce na jego temat, pisząc: (...) Rozumowanie Kwaśniewskiego jest bardzo bliskie socjotechnicznym manipulacjom, charakterystycznym dla władzy totalitarnej. Łatwo można powiedzieć, że uwikłani byli prawie wszyscy i dlatego wszelkie rozliczenia trzeba zostawić, bo dotyczyłyby one całego społeczeństwa. Ataki ludzi i ugrupowań szukających rozliczenia z komunizmem, Kwaśniewski oddalał właśnie dzięki takiej teorii. Winnych nie ma - odpowiedzialność spoczywa na nas wszystkich. Kwaśniewski bardzo lubi powtarzać za Biblią - niech pierwszy rzuci kamieniem, kto jest bez grzechu. Czujemy się wtedy głupio i niepoważnie, któż bowiem może o sobie powiedzieć, że jest bez grzechu? Mija dobra chwila, zanim przyjdzie nam do głowy że może nasze grzechy nie są aż takie wielkie, ale wtedy Aleksander Kwaśniewski przebywa już w zupełnie innych regionach (...)
(A. Chróścicka: op. cit. Kraków 1995, s. 131, 133, 135).


Przyszłość z PRL-owską przeszłością

Kwaśniewski głosi: "Wybierzmy przyszłość". Nie dodaje, że ta przyszłość i tak będzie cały czas obciążona skutkami PRL, począwszy od płacenia PRL-owskich długów za granicą, będzie obciążona katastrofalnymi skutkami PRL-owskiej polityki gospodarczej, dziesięcioleci zaniedbań w sferze budownictwa, nauki, oświaty etc., odstawania w tak wielu sferach życia od krajów Zachodu. "Wybierzmy przyszłość" w stylu Kwaśniewskiego oznacza faktyczne utrzymanie dominacji starej nomenklatury, która zdołała nagrabić, co się dało przed 1989 rokiem i później w czasie bardzo korzystnych dla niej transformacji gospodarczych. Kwaśniewski i jego partia bardzo często wyrzekali na dysproporcje społeczne, użalali się nad biednymi, emerytami, bezrobotnymi, stanem polskiego mieszkalnictwa etc. Faktycznie przez cały czas rządów od 1993 r. umacniają społeczne dysproporcje, równocześnie skrzętnie zabiegając o swe interesy. Nieprzypadkowo jedynym faktycznym konkretem pierwszych 100 dni rządów Kwaśniewskiego był zwrot majątku PZPR dla SdRP. Kosztem społeczeństwa. W takich sprawach Kwaśniewski nigdy nie miał nawet cienia wahań. Jak dowiodło jego zachowanie na czele Komitetu Młodzieży, Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki (według kontroli NIK) w sprawie tzw. "Intersteru" etc. (pisała o tym szeroko Nasza Polska w swym pierwszym numerze pt. Autoamnestia, 14 września 1995 roku.) Dowiodła tego też postawa Kwaśniewskiego w sprawie tzw. "moskiewskich pieniędzy", konsekwentne bronienie I. Sekuły, etc.

 

 

Jak pierwszy sekretarz

Wiedząc, w przeciwieństwie do Wałęsy, że niewiele ma własnych myśli w odniesieniu do realnych problemów kraju, Kwaśniewski starannie unika sytuacji, w których byłby zmuszony do otwartego mówienia wprost do pozapartyjnych słuchaczy. Jako prezydent RP przywrócił znowu do łask stary PRL-owski obyczaj czytania z kartki. I niewolniczo go stosuje nawet w sprawach, które wymagałyby choć na chwilę oderwania się od kartkowego rytuału, powiedzenia czegoś z serca - jak np. z okazji Święta Niepodległości (Kwaśniewski wówczas niemal sylabizował swoje "przemówienie"). Można tylko żałować, że w demokracji po czerwcu 1989 roku nie utrwalił się na stałe zwyczaj wygłaszania przemówień "na żywo" zgodnie z piękną zasadą cara Piotra I. Zabronił on swoim bojarom czytania przemówień z kartki motywując to tym: "cztob głupost widna była!".

 

 

Komuna zawsze antynarodowa

Obchody Święta Niepodległości w dniu 11 listopada 1996 r. stały się dla prezydenta Kwaśniewskiego okazją do wygłoszenia jednego z najjaskrawszych kłamstw politycznych. Wezwał: (...) Ale pamiętajmy także o tych przedstawicielach władzy, ludziach lewicy którzy w różnych okresach starali się Polsce zapewnić jak najwięcej suwerenności w warunkach pojałtańskich (...). Przypomnijmy więc przedstawicieli władzy, ludzi lewicy z dziesięcioleci od 1944 roku. Począwszy od Bieruta, Bermana, Zambrowskiego, Minca, odpowiedzialnych za maksymalną satelizację Polski, uległość wobec tak haniebnych działań sowieckiego okupanta jak aresztowanie 16-tu w Pruszkowie, wywózkę tysięcy AK-owców na Syberię, ograbienie polskich ziem, zwłaszcza tzw. Ziem Odzyskanych na ogromną skalę. Za stosowany przez nich samych okrutny terror wobec najbardziej patriotycznych sił w Polsce, za blokowanie zmian nawet w wiele miesięcy po śmierci Stalina, za brutalne zdławienie powstania robotniczego w Poznaniu. Trudno mówić o staraniach zapewnienia jak największej suwerenności Polsce również ze strony ekipy Gomułki, która szybko zdradziła zaufanie narodu. Ekipy odpowiedzialnej za błyskawiczną likwidację przeważającej części zdobyczy polskiego października, czystkę wśród tych wysokich stopniem oficerów wojska i marynarki wojennej, którzy w październiku 1956 r. wykazali szczególnie patriotyczną postawę. Ekipy, która zablokowała rozliczenie ze stalinistami w Polsce i zablokowała pisanie o zbrodniach stalinizmu w Polsce (w odróżnieniu od Węgier, gdzie pisano o zbrodniach stalinizmu węgierskiego). Ekipy odpowiedzialnej za stworzenie kolejnej "dyktatury ciemniaków", za rosnące represje wobec nonkonformistycznej części środowisk intelektualnych (po liście 34), za zablokowanie reform gospodarczych, za nieprzebierającą w środkach walkę z Kościołem. Za brutalne stłumienie manifestacji studenckich w marcu 1968 r. i za zbrodniczą masakrę robotników Wybrzeża w grudniu 1970 roku. Gomułka występował w obronie polskich interesów narodowych w odniesieniu do Niemiec. Nie umiał zdobyć się jednak na obronę tych interesów (nawet gospodarczych) wobec ZSRR, pomimo że tego oczekiwała od niego ogromna część narodu, która poparła go w 1956 roku. Bał się właśnie tego poparcia, bo wiedział, że przeważająca część Polaków nie chce komunizmu. I nieprzypadkowo właśnie Gomułka był obok Ulbrichta i Breżniewa jednym z najgorętszych rzeczników interwencji w Czechosłowacji. I był współodpowiedzialnym za tę interwencję, za pomoc w obaleniu partyjnych przywódców Praskiej Wiosny, którzy rzeczywiście starali się zapewnić swemu krajowi jak najwięcej suwerenności w warunkach pojałtańskich.

Jak wyglądała zaś troska o polską suwerenność w czasach Gierka najlepiej świadczy przegłosowana w 1976 r. wiernopoddańcza wobec ZSRR poprawka do polskiej konstytucji.

I wreszcie kolejna "suwerenna" ekipa pod kierownictwem gen. W. Jaruzelskiego, która uratowała władców Kremla przed zagrożeniami wynikającymi dla Moskwy z rosnącego usamodzielniania Polski przez "Solidarność". Wprowadzając stan wojenny, znów zaciskający kajdany polskiej zależności. Ekipa, której przywódcy na czele z gen. W. Jaruzelskim i M.F. Rakowskim niejednokrotnie występowali z tekstami szkalującymi naród polski i "Solidarność" poza granicami Polski, z prawdziwymi "donosami na Polskę". Wszyscy oni byli najpierw komunistami, a potem Polakami, nie potrafili ani trochę dorównać tym nielicznym zresztą wpływowym komunistom w paru innych krajach, którzy potrafili w przełomowych chwilach być najpierw Węgrami (I. Nagy, I. Maleter czy I. Pozsgay) czy Słowakami i Czechami (A. Dubcek, Z. Mlynarz, J. Smrkowski), a dopiero potem komunistami. Zachowanie czołowych ludzi władzy komunistycznej w Polsce w powojennych dziesięcioleciach ciągle potwierdzało jeden niepodważalny fakt naszej XX-wiecznej historii, to, że "komuna zawsze była antynarodową". Prezydent Kwaśniewski swym dotychczasowym zachowaniem, swą niechęcią do prawdziwego patriotyzmu i potulnością wobec różnorakich nacisków na Polskę dowiódł, że jest właściwym spadkobiercą tych pojałtańskich antynarodowych ekip komunistycznych. Jako pojętny uczeń Jaruzelskiego i Rakowskiego.

 

 

Kwaśniewski jako "Michael Jackson polskiej polityki"

Z różnych wywiadów i artykułów Kwaśniewskiego przebija się uprzedzenie do patriotyzmu. Cóż, czym skorupka za młodu nasiąknie... Wspomniałem już, że Kwaśniewski od wczesnych lat szkolnych z werwą zaprawiał się w internacjonalizmie i peanach na cześć Związku Sowieckiego jako wzoru dla Polski. Cóż więc dziwnego, że "internacjonalistycznie" edukowany na wychwalaniu sowieckiego Wielkiego Brata obecny prezydent RP jakoś nie nie umie i nie lubi powoływać się na jakże odmienne wzorce: patriotyzm, naród, ojczyznę. Za to tym chętniej używa słowa patriotyzm w różnych kontekstach negatywnych. Na przykład Ruchowi dla Rzeczypospolitej zarzucił głoszenie hurrapatriotyzmu, który wydaje nam się bardzo podejrzany
(A. Kwaśniewski w wywiadzie dla Przeglądu Tygodniowego z 28 marca 1993).


W jednym tylko artykule dla Gazety Wyborczej z 1 lipca 1996 r. pt. Strach Czy nadzieja kilkakrotnie mówił o sprawach patriotyzmu i narodu w różnych negatywnych zbitkach. Pisał o pobudzaniu u Polaków skłonności do hurrapatriotycznych emocji, awanturnictwa i frazesów, o patriotycznej ostentacji, o próbach testowania podatności polskiego wyborcy na hasła populistyczne i polonocentryczne. Zapytywał: Czy wyeliminujemy pozostałości narodowego egocentryzmu, zaściankowości, ksenofobii i poczucia dziejowej misji? W Jastrzębiu - jeszcze jako kandydat na prezydenta - W dniu 27 czerwca 1995 określił członków "Solidarności" jako faszystów i antysemitów, wołając: (...) Tak wygląda dziś Solidarność - faszyzm i antysemityzm (...)
(Cyt. za Życiem Warszawy z 13-14 stycznia 1996).


Piotr Bratkowski z Gazety Wyborczej nazwał kiedyś Aleksandra Kwaśniewskiego "Michaelem Jacksonem polskiej polityki". Porównanie uzasadnił wyjątkową zdolnością Kwaśniewskiego do metamorfozy, to, że jest on "człowiekiem wielu twarzy". Co więcej, jego zdolność do metamorfozy sprawia, że żadne oblicze nie jest tym jedynym, prawdziwym. Każdego można się wyprzeć
(por. P. Bratkowski: Rewolucja W Twin Peaks, Gazeta Wyborcza, 6 listopada 1996).


Parokrotnie już łapany na kłamstwach, Aleksander Kwaśniewski publicznie wystąpił z usprawiedliwieniem kłamstwa w polityce, głosząc w wywiadzie dla Rzeczpospolitej z 23-24 listopada 1996: (...) myślę, że różnica między światem polityki a, na przykład, światem nauki polega na tym, że w świecie polityki granica między prawdą i nieprawdą, międsy 100-procentową pewnością a wątpliwościami, jest dużo bardziej zamazana. To naprawdę nie jest matematyka. (...)

 

 

Zabiegi o poparcie lobby żydowskiego

Już w 1989 roku Kwaśniewski był wyraźnym ulubieńcem prożydowskiego lobby w OKP na czele z Adamem Michnikiem i był przez nie lansowany jako główny partner przyszłych porozumień z lewicą OKP. Wdzięczny Kwaśniewski deklarował w ramach ankiety, przeprowadzonej wśród polityków, na kogo głosowałby najchętniej poza swoją partią: W pierwszej kolejności głosowałbym na Adama Michnika, ale tylko wówczas, gdyby założył coś własnego (...). To, co Michnik myśli i jak myśli, odpowiada mi najbardziej jako obywatelowi i jako politykowi(...)(Gazeta Wyborcza z 21 czerwca 1991.)


Wśród poglądów szczególnie bliskich Michnikowi znajdujemy tak mocno akcentowane przez Kwaśniewskiego potępienia pozostałości narodowego egocentryzmu, zaściankowości, ksenofobii i poczucia dziejowej misji, haseł poloncentrycznych i hurrapatriotycznych emocji
(z obszernego dwukolumnowego artykułu A. Kwaśniewskiego na łamach Gazety Wyborczej z 1 lipca 1996).


Jako prezydent RP działa dla przyspieszenia przyjęcia przez Sejm ustawy o zwrocie mienia wyznaniowym gminom żydowskim, co uczyniłoby ze Związku Gmin Żydowskich największego finansistę w Polsce. W lipcu 1996 r. podczas spotkania z przedstawicielami organizacji żydowskich w Nowym Jorku Kwaśniewski przyobiecał szybki zwrot mienia Żydom.

Prożydowska tendencyjność prezydenta Kwaśniewskiego spowodowała ostry protest prezesa Kongresu Polonii Amerykańskiej, Edwarda Moskala, który 10 maja 1996 r. wystosował list do Kwaśniewskiego krytykując to, że: Brak stanowczości w działaniach rządu polskiego, a także ewidentne błędy urzędników państwowych powodują, że Żydzi pozwalają sobie na coraz więcej i coraz więcej uzyskują. Kwaśniewski odrzucił krytyczne uwagi Moskala, popierając żydowskie racje. Między innymi podtrzymał dążenie do jak najszybszego zwrotu mienia dla gmin żydowskich oraz wystąpił w obronie krytykowanych przez prezesa Moskala przeprosin wobec Żydów m.in. za tzw. pogrom kielecki, wystosowanych przez ministra Rosatiego w imieniu narodu polskiego. Sekretarz stanu Marek Siwiec występując na konferencji prasowej w imieniu prezydenta Kwaśniewskiego stwierdził, że: Polska i społeczeństwo polskie powinny przeprosić za to, co było niegodziwe w historii Polaków i Żydów po II wojnie światowej.

Postawę Kwaśniewskiego dobrze ilustrowała jego reakcja na dokonaną przez Izraelczyków masakrę 102 Palestyńczyków w Kanie Galilejskiej. Prezydent RP skomentował barbarzyńską napaść słowami, iż jest to chyba zbyt duży koszt uporządkowania stosunków między dwoma krajami. Tylko tyle. Rzeczywiście - komentarz godny "Europejczyka".

W 1995 roku Kwaśniewski należał do pierwszych polskich polityków, którzy wystąpili z publicznym potępieniem kilku zdań księdza prałata Henryka Jankowskiego, dziś jak wiadomo spreparowanych przez Gazetę Wyborczą. Równocześnie zaś nie zareagował ani słowem na prowokacyjne antypolskie wystąpienie laureata Nagrody Nobla, żydowskiego pisarza Elie Wiesela, wygłoszone 7 lipca br. podczas oficjalnych uroczystości w Kielcach w obecności premiera RP, w tym skrajne uogólnienia "o polskiej nienawiści" (a skrytykował je np. Szymon Wiesenthal oraz przewodniczący Forum Żydowskiego Stanisław Krajewski). Pobyt Kwaśniewskiego w Stanach Zjednoczonych stał się kolejnym potwierdzeniem jego prożydowskiej tendencyjności i konsekwentnych zabiegów o polityczne poparcie międzynarodowego lobby żydowskiego. W tym samym czasie, gdy widać było brak starań o rozmowy z rzeczywiście reprezentatywnymi przedstawicielami Polonii w Stanach Zjednoczonych, prezydent Kwaśniewski poświęcił maksimum uwagi na kolejne spotkania z najbardziej wpływowymi przedstawicielami lobby żydowskiego w USA. Odwiedził m.in. znane z "polakożerstwa" redakcje zdominowanych przez Żydów gazet: New York Timesa i Washington Post, odbył rozmowy z radą Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie i spotkał się z przedstawicielami 56 największych organizacji żydowskich w Stanach Zjednoczonych. Zyskał ich maksymalną aprobatę po dłuższych rozmowach "za zamkniętymi drzwiami".

Jako działacz PZPR i SdRP oraz jako prezydent RP Kwaśniewski ani razu nie przeciwstawił się antypolskiej nagonce ze strony kół żydowskich. Nie przynosi dzisiejszym Polakom chluby to, że najważniejsze stanowisko w państwie polskim piastuje polityk typu Aleksandra Kwaśniewskiego. Polityk niedokształcony, o mało co magister, niejednokrotnie publicznie rozmijający się z prawdą i niemający głębokiego poczucia więzi z najlepszymi tradycjami historii Polski. Działacz, u którego miejsce programu i wielkich idei zastąpił doraźny instrumentalizm i cynicznie stosowana socjotechnika władzy.

Jerzy Robert Nowak

 "Czarny Leksykon I"

 

 

 


 

 

17 września 1999 r. prezydent, przedstawiciele Rodzin Katyńskich, parlamentarzyści i wojskowi oddali w Katyniu i Charkowie hołd zamordowanym w 1940 r. czterem i pół tysiącom polskich oficerów. Wszystko byłoby w porządku gdyby nie fakt, że - jak powiedziała Katarzyna Piskorska, członek zarządu warszawskiej Rodziny Katyńskiej - Pan prezydent był pod wpływem alkoholu. (cyt. za "Rzeczpospolitą" z 22.IX.1999). Polska Agencja Prasowa podała tego dnia, że : dziennikarze zwrócili uwagę na wyraźną niedyspozycję prezydenta; był blady, dziennikarze komentowali między sobą, że udział w ceremonii sprawia mu widoczną trudność. Przedstawiciel Rodziny Katyńskiej dodał, że prezydent jak na te okoliczności był nadmiernie wylewny. Radio BBC sprecyzowało, że prezydent lekko chwiał się na nogach.

 

Filmy z pobytu Kwaśniewskiego w Charkowie (które, jak twierdziła TVP rzekomo zaginęły) są dostępne poniżej

 

 

 

 

* * *

 

 



 

 

Poniżej dostępne są filmiki z pobytu Kwaśniewskiego w Charkowie.

Człowiek, który określa się mianem reprezentanta narodu pojechał tam, by uczcić pamięć pomordowanych przez NKWD Polaków.

(1,9MB)

(830KB)

 

(370KB)

 

(280KB)

 

 

Tutaj ściągniesz Quick Time, który może być potrzebny do odtworzenia czterech krótszych filmów.

 

 

 

dołączamy kilka następnych filmów z uchlanym Stoltzmanem:

PijanyKwasniewski.mpeg - pijany Stoltzman-Kwaśniewski Charków 1999 r.

 

Kwasniewski_nocIrak.mpeg - pijany Stoltzman-Kwaśniewski, wizyta uchlanego prezia w Iraku

 

Kwasniewski_pijany2007.mpeg - pijany Stoltzman-Kwaśniewski, na Ukrainie 2007

 

kliknij prawym przyciskiem myszy, aby ściągnąć plik na twardy dysk swojego komputera

* * *

 

 

 

fragment 

 

Gazeta Polska - 3 grudnia 2003 r. Nr 48 (542)



Tera Jola!

Anita Gargas



Jolanta Kwaśniewska z domu Konty omal nie została sędzią. Ukończyła prawo na Uniwersytecie Gdańskim, ale nie udało jej się zdać egzaminów na aplikację sędziowską. Jej grupę zapamiętał ówczesny pracownik naukowy UG, prof. Lech Kaczyński. - Stanowili bardzo oryginalną grupę - ludzie z SZSP byli w zażyłych kontaktach z ludźmi rodzącej się opozycji. 

Była szefową rady wydziałowej Socjalistycznego Związku Studentów Polskich. 

- W jednym z wywiadów dla kobiecego pisma redaktor naczelna spytała mnie, czy powtórzyłabym swoją drogę, czy nie wstyd mi, że byłam członkiem ZSP. To niebywałe, że istnieje ciągle taki typ myślenia - oburzała się na łamach "Angory" w czerwcu 1998. Kwaśniewska w wywiadach uparcie powtarza, że należała do ZSP, choć w 1973 zostało ono przekształcone w SZSP. Nowa organizacja różniła się od ZSP dużo większym stopniem upolitycznienia i gorliwością w wykonywaniu poleceń partii.

Członkostwo w SZSP dawało możliwość zdobycia bardzo dobrze płatnej pracy. Szefowa rady wydziału korzystała z tego przywileju: malowała okna w Leningradzie, sprzątała trawlery. Na obozie pracy w NRD kopała rowy. Była to ciężka robota, ale pozwalała na ekstra wydatki, na przykład zakup butów firmy Salamander - nieosiągalnego marzenia przeciętnej studentki. 

Aleksandra Kwaśniewskiego poznała gdy studiował na Wydziale Ekonomiki Transportu UG. Jako jeden z dwudziestu najzdolniejszych studentów" (jak informowała PRL-owska prasa) odwiedził przewodniczącego Rady Państwa. Był aktywistą SZSP, a potem PZPR. 

- Traktowałam go służbowo - powie o przyszłym wybranku w jednym z wywiadów. - Przeszedł drogę przez mękę, by zostać moim mężem.

Kwaśniewska podaje, że poznali się podczas narady szefów rad wydziałowych. Była w tym gronie jedyną dziewczyną. - Olek prowadzący zebranie zerkał na mnie ukradkiem. Pisał do mnie liściki. W jednym wyznał, że jestem bardzo piękną kobietą, ale nie śmie podejść, bo jest brzydalem z kompleksem zębów. W uśmiechu rzeczywiście pokazywał zęby "z przerwami"!

Nowy chłopak miał być dla panny Konty "antidotum na dawną miłość". Czyli faceta, który nie dawał rękojmi na ustatkowane życie.

W 1979 Jolanta i Aleksander pobrali się (choć narzeczony nie przypadł do gustu ojcu) i przenieśli do Warszawy. Świeżo poślubiony awansował do centrali SZSP przy Ordynackiej. Wkrótce został redaktorem naczelnym "ITD", a przez ich mieszkanie przewijali się dziennikarze i dziennikarki, z którymi zaprzyjaźniła się pani domu. W przyszłości okazało się to bardzo przydatne, bo przyjaciele objęli kierownicze funkcje w wielu pismach. 

 



Te drobne trzy miliardy

W 1984 roku, po urlopie wychowawczym po urodzeniu Aleksandry, Jolanta Kwaśniewska znalazła pracę w szwedzko-polskiej firmie polonijnej PAAT. Pod koniec 1985, za kadencji Messnera, Aleksander Kwaśniewski został ministrem-członkiem Rady Ministrów. Piął się w górę. W 1987 roku powołano go na przewodniczącego Komitetu Młodzieży i Kultury Fizycznej.

Równolegle awansowała ministrowa - została wicedyrektorem, potem dyrektorem ds. handlowych. PAAT produkowała wtedy sztuczną biżuterię, którą eksportowała na Wschód. Jeden z naszych rozmówców pamięta, że pani dyrektor była wraz ze swą firmą na międzynarodowej wystawie w Moskwie, gdy dotarła do niej wiadomość o upadku gabinetu Messnera. - Nie szkodzi, mój mąż nie jest w nomenklaturze tego rządu - rzekła. W październiku 1988, za czasów Rakowskiego, Kwaśniewski objął stanowisko członka Rady Ministrów - przewodniczącego Komitetu Społeczno-Politycznego RM.

Po okrągłym stole handel z Moskwą siadł i PAAT zwinęła żagle. Kwaśniewska zdecydowała się uruchomić agencję nieruchomości. - Wspólniczką została jej dobra koleżanka, żona Ireneusza Nawrockiego, który z kolei uchodzi za osobę bardzo bliską liderowi SdRP jeszcze od czasów SZSP. Nawrocki pracował z Kwaśniewską w PAAT - był przedstawicielem właściciela firmy - podała "Polityka". Nawrocki prezesował potem jednemu z NFI, PZUŻycie, przewodniczył Radzie Nadzorczej KGHM. 

Agencja Royal Wilanów bardzo dobrze prosperowała. Nie próżnował także Kwaśniewski, który zdążył rozpożyczyć kolegom pieniądze z kasy Komitetu Młodzieży i poużywać życia na koszt Polskiego Komitetu Olimpijskiego. W 1993 r. jako poseł złożył na ręce marszałka sejmu oświadczenie majątkowe, w którym zeznał, że posiada wraz z żoną m.in. działkę o pow. 500 mkw. w Warszawie-Wilanowie, działkę rekreacyjną o pow. 3000 mkw. w Sobikowie w gm. Góra Kalwaria, mieszkanie w Warszawie przy ul. Wiktorii Wiedeńskiej 1 i udział członkowski w spółdzielni "Parkowa" w Warszawie. 

Na początku 1995 wspólniczki z Royal Wilanów zaczęły działać na własny rachunek. Równocześnie Kwaśniewscy notarialnie rozdzielili majątek - on był już wtedy kontrkandydatem Wałęsy do fotela prezydenckiego.

W tym czasie wciąż zajmowali 83-metrowe mieszkanie przy ul. Wiktorii Wiedeńskiej na prominenckim osiedlu zwanym Zatoką Czerwonych Świń (prezydentowa często myli się i podaje, że lokal ma 75 metrów). Mieszkanie kupili za 20 procent ceny. Ich sąsiadami byli m.in. Oleksowie, Jaskierniowie i Władimir Ałganow (ten sam, z którym Kwaśniewski miał spędzić wakacje 1994 roku w Cetniewie. Nawet jeśli nie był w Cetniewie, wypoczywała tam jego żona). Ponadto Kwaśniewscy posiadali dwie działki - budowlaną (500 mkw.) wartą 750 mln zł i rekreacyjną (2600 mkw.), 130-metrowy lokal użytkowy oraz własne kilkusetmilionowe wkłady na kontach bankowych.

- Te trzy miliardy, które zarobiłam w ciągu trzech lat, przecież musiałam częściowo zainwestować, m.in. w akcje "Polisy", czego wcale nie ukrywam. Na koncie mam 700 milionów. To na budowę domu za mało - wyznała Kwaśniewska "Panoramie".

 



Mocny w gębie

Po raz pierwszy o żonie lidera partii postkomunistycznej zrobiło się głośno w 1992 roku, po publikacji skandalizującej książki Marzeny Domaros, która opisała przywódcę postkomunistów jako mężczyznę mocnego w gębie, słabego w alkowie. Kwaśniewska nie szczędziła języka, lokalizując autorkę wynurzeń w okolicach warszawskiego pigalaka. Ale zniosła sytuację z fasonem.

Poza tym wyjątkiem nie pojawiała się w mediach. Aż do 1995 roku, kiedy to jej mąż zdecydował się na start w wyścigu do fotela głowy państwa. 

Szefowa sztabu wyborczego Aleksandra Kwaśniewskiego, późniejsza szefowa jego kancelarii, a obecnie przewodnicząca KRRiTV Danuta Waniek, która połowicę swego pryncypała poznała tak naprawdę dopiero w czasie kampanii, opowiada: 
- Jolanta do końca sierpnia nie uczestniczyła w kampanii wyborczej Aleksandra. Myślę, że było to zamierzone. Jolanta miała nie do końca wyrobiony pogląd, czy jej mąż dobrze robi, startując w wyborach. Świadczy o tym jedna z jej wypowiedzi. Ponadto tamta kampania dostarczała nam wielu nieprzyjemnych, nawet niebezpiecznych sytuacji. 

Atmosfera spotkań z kandydatem SLD była napięta nie tylko dlatego, że w miarę zbliżania się terminu głosowania szanse dwóch pretendentów były niemal wyrównane. Ataki na swą osobę prowokował sam Kwaśniewski.

 



To nie kłamstwo, to majstersztyk propagandy

Podczas kampanii szeroka publiczność dowiedziała się, że okłamał Państwową Komisję Wyborczą, podając, że ma wyższe wykształcenie. Kłamał nie pierwszy raz - wcześniej w oświadczeniach składanych w Kancelarii Sejmu w rubryce "wykształcenie" wpisywał "wyższe - mgr ekonomii". Zaskoczenia informacją nie kryli najbliżsi współpracownicy.

Mimo ujawnienia w październiku 1995 r., że nie posiada dyplomu uczelni, Kwaśniewski kłamał dalej. W wywiadzie dla radiowej "Trójki" upierał się, że ma wyższe wykształcenie, a pracę magisterską bronił na Uniwersytecie Gdańskim. To samo powtarzał niemieckiej gazecie "Frankfurter Rundschau". Jego wersję podtrzymywała żona.

- Pani Kwaśniewska mówiła, że dokładnie pamięta, iż poznali się w czasie zdawania przez Aleksandra Kwaśniewskiego ostatniego egzaminu w toku studiów. Zapamiętała to wydarzenie dlatego, że oboje czekali pod drzwiami egzaminatora i tak się zaczęło - uściśla minister Waniek.

Dopiero po kategorycznym wyjaśnieniu rektora UG, że Kwaśniewski został skreślony z listy studentów na V roku studiów w 1978 roku, bo nie zdał dwu egzaminów i nie otrzymał jednego zaliczenia, prezydent-elekt przyznał, że nie obronił pracy magisterskiej. W międzyczasie jednak odbyły się wybory, a wyborcy wybierali między magistrem Kwaśniewskim i absolwentem zawodówki Wałęsą. 

Pod koniec kampanii wyborczej w 1995 wyszło na jaw jeszcze jedno kłamstwo Kwaśniewskiego. Podał mianowicie nieprawdę w deklaracji majątkowej, którą - zgodnie z ustawą antykorupcyjną - wypełniał jako poseł. W deklaracji powinien podać wszystkie składniki majątku posiadane przez niego i żonę. Tymczasem nie ujawnił akcji Towarzystwa Ubezpieczeniowo- Reasekuracyjnego "Polisa" posiadanych przez Jolantę Kwaśniewską - był to pakiet 31 tysięcy 332 akcji (za 1995 rok dywidenda z tytułu ich posiadania wyniosła ponad 532 mln st. zł, czyli 53,2 tys. nowych). 

Jerzy Jaskiernia (SdRP), ówczesny minister sprawiedliwości - prokurator generalny, bronił swego partyjnego kolegi. Dziennikarzom, którzy opublikowali deklarację, zagroził wszczęciem sprawy o ujawnienie poufnych materiałów. 

Kwaśniewska uznała aferę "Polisy" za "majstersztyk propagandy". - Media ogarnęło jakieś szaleństwo - mówiła "Trybunie" dokładnie 5 lat później, podczas kolejnej kampanii męża.

 



Mieszkanie dla przyjaciela

Po wygranych wyborach lider SdRP z rodziną przeniósł się do Pałacu Namiestnikowskiego. Swe mieszkanie udostępnili ponoć biznesmenowi Włodzimierzowi Wapińskiemu. - Pan Wapiński to stary przyjaciel państwa Kwaśniewskich, wspomagał nas też w czasie kampanii prezydenckiej w 1995 roku, wtedy go poznałam - opowiada Danuta Waniek. - Kiedyś przyszedł z wielką torbą pełną koszulek, na których były wydrukowane zdjęcia Aleksandra. Sprawia na mnie wrażenie niezwykle łagodnego człowieka, zawsze uśmiechniętego.

Z informacji "GP" wynika, że Jolanta Kwaśniewska przyjaźni się z Wapińskim znacznie bliżej niż jej mąż.

O Wapińskim było głośno w związku z aferą Laboratorium Frakcjonowania Osocza (biznesmen miał w tej fabryce udziały). Budżet państwa będzie musiał wyłożyć 20 milionów dolarów, poręczone na inwestycję w 1997 roku przez rząd SLD-PSL. A fabryka osocza nigdy nie powstała. 

Dwa tygodnie temu "Wprost" napisał, iż Wapiński był skazany w Szwecji za handel narkotykami.

 



Biznes się kręci

Wraz z przeprowadzką na Krakowskie Przedmieście prezydentowa zmuszona była zrezygnować z prowadzenia swej agencji nieruchomości. 

- Jolanta była dumna ze swej firmy, bo był to jej własny dorobek. Wiedziałam, że będzie jej się trudno z nią rozstać. Pamiętam, iż z jej wypowiedzi wynikało, że sprzedaż firmy nie wchodzi w grę - mówi Danuta Waniek - Z braku doświadczeń w warunkach polskich postanowiliśmy sięgnąć po wzorce amerykańskie. Poprosiłam urzędnika ambasady amerykańskiej o opis standardów obowiązujących w takich sytuacjach w USA. W odpowiedzi poinformowano mnie, że w takich przypadkach obowiązują u nich konkretne procedury i firma oddawana jest w zarząd. I tak uczyniła Jolanta. Postanowiła zająć się działalnością charytatywną i był to bardzo dobry wybór.

Kwaśniewska utrzymywała publicznie, że na początku prezydentury bywała w swej firmie "co jakiś czas, mniej więcej raz na dwa miesiące". - Potem zrezygnowałam i z tego. Moja obecność trochę zawsze przeszkadza, klienci przypatrują się, traci na tym rytm pracy.

Pierwsza dama jest nadal właścicielką firmy, na jej konto zarząd powierniczy przelewa zyski z agencji. Odwiedziliśmy Royal Wilanów tydzień temu. Dwie urzędujące tam panie twierdzą: "pani prezydentowa wpada do nas raz na miesiąc. Urządzamy sobie także wspólny opłatek i jajeczko". 

Szefowa agencji bardzo niechętnie rozmawia z GP". - Pani Kwaśniewska to wspaniała osoba - recytuje. - Jest przystępna i szalenie miła. 

W numerze z czerwca zeszłego roku "GP" opisaliśmy, jak pierwsza dama zabiega o swe interesy. W 2001 roku Kwaśniewscy sprzedawali swą działkę przy ul. Rumianej w Wilanowie. Obyta na rynku nieruchomości prezydentowa postanowiła podbić cenę nieruchomości, uzyskując w gminie pozwolenie na wybudowanie na działce apartamentowca. Uzyskania odpowiednich dokumentów domagał się ewentualny nabywca, z którym podpisali przedwstępną umowę sprzedaży. 

Prezydentowa załatwiła formalności, choć ul. Rumiana leży w obszarze tzw. niskiej zabudowy Wilanowa, co oznacza, że można na nim stawiać jedynie domki jednorodzinne. Wszystkie procedury (w tym odwoławcze - protesty składali mieszkańcy sąsiednich posesji) odbywały się w błyskawicznym tempie. Tak błyskawicznym, że inwestor zdążył już postawić czterokondygnacyjny budynek. Mieści on ponad 20 apartamentów i dosłownie przelewa się na sąsiednie parcele.

 



Pewne hece, skandale i skandaliki

Sprawa działki w Wilanowie to nie pierwszy przypadek, gdy Kwaśniewskim zarzucano postępowanie moralnie dwuznaczne.

Na początku lutego 1998 r. ukazała się reklama mebli "Forte" z wizerunkiem Aleksandra Kwaśniewskiego i podpisem "Prezydent powinien być zadowolony". W dniu ukazania się reklamy prezydent bronił się, iż polityk może wspierać dobre firmy prowadzące eksport na rynki azjatyckie. Zaprzeczał, by cokolwiek łączyło go z reklamowaną firmą. Tydzień potem wyszło na jaw, że salon meblowy "Forte" w Gdańsku prowadzi szwagier Jolanty Kwaśniewskiej, Mariusz Godlewski, wraz ze swym ojcem Czesławem.

Prezydent zapowiedział, że wyciągnie konsekwencje służbowe wobec osób odpowiedzialnych za umieszczenie jego wizerunku w reklamie mebli. Konsekwencje te przyjął mężnie na siebie rzecznik, Antoni Styrczula. W nagrodę dostał posadę szefa Państwowej Agencji Inwestycji Zagranicznych.

Prezydent był także bohaterem paru skandali, do których dopuścił się pod wpływem alkoholu. W siedzibie ONZ owijał się w polską flagę. Publicznie ładował się do bagażnika swojej limuzyny. Jak mówią nasi rozmówcy, hece zdarzały się wtedy, gdy męża nie upilnowała Jolka - wielka przeciwniczka nadużywania alkoholu przez prezydenta.

Do najbardziej przykrego incydentu doszło w 1999 roku podczas uroczystości w Charkowie upamiętniających oficerów pomordowanych przez NKWD. Kwaśniewski bełkotał, miał kłopoty z utrzymaniem równowagi. Według oficjalnej wersji prezydent cierpiał z powodu przeciążenia goleni.

- Bolą mnie takie ataki. Wiem przecież, że podczas gry w tenisa mąż zerwał sobie zaczepy mięśni. Wiem, jaki ból towarzyszy takiej kontuzji - zapewniała żona głowy państwa. Dziwiła się, dlaczego wyborcy nie znoszą "komucha". I dlaczego dają upust nienawiści - jak przed koncertem galowym w Paryżu, gdy polscy studenci przywitali ich jajkami. - Zdumiony obserwowałem, jak zwierzchnik sił zbrojnych ucieka, pozostawiając swą żonę na ulicy - opowiada "GP" uczestnik tego zdarzenia, Witold Gładkij. 

Kwaśniewska z trudem doczyszczała garderobę, jeszcze podczas koncertu koleżanka wyciągała jej skorupkę z ucha.

 



Goło i wesoło

Politycy wszystkich opcji przyznają zgodnie, że Jolanta Kwaśniewska "wyrobiła się" i doskonale wypełnia reprezentacyjne obowiązki małżonki głowy państwa. Ale prezydenturę męża rozpoczęła od serii wpadek. Najbardziej rzucały się w oczy te, łamiące zasady protokołu i etykiety. Prezydentowa wkładała zbyt krótkie spódniczki podczas witania głów państwa, zbyt jaskrawe stroje na wizyty w Oświęcimiu. Sama przeciągała swój ciężki fotel bliżej stolika, przy którym usadzano gości i parę prezydencką do zdjęć.

Podczas przyjęcia na cześć królowej brytyjskiej włożyła wyjątkowo strojną, mocno wydekoltowaną suknię. Gołe ramiona nie zrobiły wrażenia na towarzyszącym Elżbiecie II księciu Filipie, którego przy stole posadzono koło Kwaśniewskiej. Przeciwnie - zatopił się w rozmowie z sąsiadem z drugiej strony. Gawędził z nim najpierw bokiem, a potem tyłem do prezydentowej. Znawcy protokołu ze zgrozą obserwowali niespotykaną, coraz bardziej obraźliwą dla niej sytuację, próbując różnymi gestami nakłonić księcia do poświęcenia jej uwagi.

Jeszcze w rok po wyborach Kwaśniewskiej zdarzyło się publicznie stracić nerwy. - Życzę pani dużo zdrowia, bo na rozum za późno - odpowiedziała kobiecie, która podczas festiwalu w Sandomierzu wylewała pod jej adresem swe żale. 

Ale Kwaśniewska szybko się uczyła. Może dlatego, że dyscyplinę wyniosła z domu, w którym dominował ojciec Andrzej Konty - pułkownik WOP, jako emeryt dorabiający w charakterze nauczyciela przysposobienia obronnego. 

Państwo Konty mieli trzy córki, Jolanta była średnią. Gdy miała przyjść na świat, spodziewali się syna, wybrali mu nawet imię - Włodek. Dziewczynka, która pojawiła się w zamian, była nazywana Włodkiem i wychowywana jak chłopak. - Moje siostry prosiły Mikołaja o lalki, ja chciałam armatkę lub karabin. Najbardziej dziewczęcą zabawką był dla mnie "mały konduktor" z ręcznym dziurkaczem do biletów - wspominała. 

Gdy "Włodek" była w podstawówce, matka postanowiła dodać jej dziewczęcości - wysłała ją na lekcje baletu i muzyki.

 



"Bez barier" z barierami

W działalność charytatywną Kwaśniewska wkroczyła mało delikatnie. Zaczęła bowiem od wystosowania listu do 49 wojewodów (wojewodowie podlegają szefowi rządu, wówczas z SLD) z prośbą o spis kilkunastu firm w województwie, do których będę mogła wystąpić o ewentualne wsparcie materialne" dla potrzebujących. Fundacja "Porozumienie bez barier" jeszcze nie istniała. "Proszę, by spis zawierał następujące dane: imię i nazwisko prezesa, dyrektora lub właściciela, nazwę z kodem i krótką charakterystykę produkcji i działalności". Angażowanie struktur administracji państwowej do działalności żony prezydenta przedstawiciele innych organizacji pozarządowych uznali za oburzające. Sama prezydentowa nie kryła, że z jej pozycją łatwiej gromadzić środki niż komu innemu. 

Pierwszym znaczącym sponsorem Fundacji "Porozumienie bez barier" był nasz mieszkający w USA pięściarz Andrzej Gołota. Wpłacił na konto fundacji 100 tysięcy dolarów. W tym samym czasie prezydent wystawiał bokserowi list żelazny na powrót do kraju (Gołota ścigany był w Polsce za pobicie).

Sumy przekazywane na konto fundacji trzymane są w największej tajemnicy. Wiadomo, że wśród sponsorów znalazły się największe firmy w Polsce: Kulczyk Holding, Fundacja Warta, PTK Centertel, Grupa Żywiec, Winthertur, Fundacja Banku Zachodniego WBK. Mniejsze kwoty wpłacał Bartimpex i L'Oreal. Cały swój majątek przepisał fundacji w testamencie ambasador Edward Pietkiewicz. W 2001 roku "Porozumienie bez barier" otrzymało 4,5 miliona zł darowizn. 

Kwaśniewska obdziela dotacjami szpitale, domy dziecka, hospicja. Bierze udział w licytacjach charytatywnych - w ostatni piątek sprzedawano jej portret pędzla Rafała Olbińskiego. Anonimowy nabywca dał za niego 30 tys. zł. Niestrudzenie podróżuje po Polsce, odwiedzając chorych.

Z podziwu dla zaangażowania prezydentowej nie może wyjść członek Rady Fundacji, ks. Arkadiusz Nowak. - Jest osobą bardzo serdeczną i bardzo szczerą, z poczuciem humoru. Mam powody, by o niej mówić w samych superlatywach, choć jak każdy człowiek nie jest bez wad - powiedział "GP".

 



Futerko z łasic i soboli z koronką ze skórki źrebiąt

W lipcu 1999 przez polskie media przetoczyła się fala tekstów dotyczących wyjazdu Kwaśniewskiej do Turynu, na obchody 100-lecia koncernu Fiat. Miała tam reprezentować zaproszonego na uroczystość prezydenta RP. Do kraju nasza first lady wróciła samolotem Fiata. Kancelaria Prezydenta utrzymywała potem, że pokryła koszty przelotu, ale nagabywani przedstawiciele koncernu utrzymywali, że nic nie słyszeli o rachunku. 

Wizytę przygotowały przedstawicielstwa dyplomatyczne Polski w Turynie i Mediolanie. W tym ostatnim prezydentowa przez parę godzin robiła zakupy - buty i inne rzeczy dla jej męża przymierzał funkcjonariusz BOR, który ma wymiary zbliżone do Kwaśniewskiego.

Parę tygodni później prezydentowa otwierała pawilon firmy Marks&Spencer położony w Al. Jerozolimskich przy Dworcu Centralnym w Warszawie. Gości imprezy witały transparenty "największy przekręt w gminie", sklep został bowiem postawiony bez odpowiednich zezwoleń. 

Kwaśniewska nie przejęła się, co więcej - wykorzystała rozdawany gościom bon w postaci pensa, uprawniający do darmowych zakupów. Dla porównania - dyrektor dzielnicy Śródmieście odmówiła wykorzystania bonu i skierowała do prokuratury sprawę o próbę przekupstwa.

Borowcy ochraniający prezydentową niejednokrotnie wykonują nietypowe polecenia. W Szczecinie rozdawali pocztówki ze zdjęciem i autografem Kwaśniewskiej małym pacjentom tamtejszego szpitala (gdy ona rozmawiała z personelem i chorymi).

W jednym z wywiadów wyznała: "Zdarza się, że mówię do moich chłopców: Przepraszam, czy możecie mi dopiąć zamek w sukience?".

Ochroniarz odwiedza z first lady salony mody, podaje garderobę do mierzenia. W październiku asystował przy zakupie wartego 23 tysiące futerka z łasic i soboli z koronką wycinaną laserowo ze skórki źrebiąt. Tak znakomitej klientce zaoferowano rabat.

 



Marzenie: pałacyk

Jolanta Kwaśniewska jest w ostatnich czasach znacznie mniej wylewna niż za pierwszej kadencji męża. W wywiadach sprzed paru lat pozwalała sobie na intymne zwierzenia. "Lubimy rano potańczyć w łazience. Tańczymy na bosaka. Czasami, kiedy mąż pierwszy weźmie prysznic, jeszcze wpada do mnie na chwilę do łóżka, by się przytulić i woła psa do kompletu". Albo: "Zaprzyjaźnieni mężczyźni często zwierzają mi się ze swoich osobistych kłopotów, także z zawodów miłosnych. Czasami mam wrażenie, że stałam się pogotowiem miłosnym". "Byłam najbrzydsza z sióstr, okropnie pucołowata". "Nigdy nie chodziłam do pracy na ósmą. O ósmej dopiero wstawałam". 

Ostatnie wywiady wskazują, że prezydentowa w pełni się kontroluje i dla każdego czytelnika znajdzie coś miłego. "W dzieciństwie (...) brałam udział w pieleniu, kopaniu ziemniaków, nauczyłam się doić krowę" - zdradziła czytelnikom "Zielonego Sztandaru". 

Gdyby wyciągać wnioski z jej wypowiedzi prasowych, można by odnieść wrażenie, iż głównym powodem, dla którego zdecyduje się na start w wyborach, jest brak odpowiedniej rezydencji.
- Przyznam, że jesteśmy w dość śmiesznej sytuacji. Spośród naszych znajomych mieszkamy chyba w najmniejszym mieszkaniu. Nasi przyjaciele powolutku zbierając pieniążki, mają domki... - mówiła na początku pierwszej kadencji i powtarza to co parę lat. 

Gdy w 2001 sprzedawała działkę w Wilanowie, tłumaczyła: - Z przerażeniem myślimy, że za cztery lata musimy się przeprowadzić do naszego domu. Nie możemy wrócić do swojego starego mieszkania. 

Ostatnio, jak dowiedziała się "GP", żaliła się komuś, że chciałaby mieć pałacyk w Konstancinie. - Pieniądze mamy, ale nie możemy ich użyć, tak wszyscy patrzą na ręce. 

W związku z tym państwo Kwaśniewscy budują dom w mniej prestiżowym Józefosławiu pod Warszawą. 

...

 

 

* * *

 

Prezydent Aleksander Kwaśniewski nagrodził niedawno firmy w ramach Nagrody Gospodarczej. 

Nic nie byłoby dziwnego, gdyby nie fakt, iż nagrodzeni są głównymi finansującymi fundację Jolanty Kwaśniewskiej "Poruzumienie bez barier".
   
   Przykładem może świecić Spółka Farmaceutyczna Polpharma SA, która w tym roku otrzymała taką właśnie nagrodę. W ubiegłym roku przekazała ona fundacji ponad 1,4 mln zł. 

PLL LOT, także laureat, to nikt inny, jak główny sponsor niesiącej pomoc ludziom w 'potrzebie' fundacji.
   
   SE: W 2000 r. głównym sponsorem fundacji założonej przez małżonkę prezydenta była Fundacja "Warta". W 2000 r. prezydent Kwaśniewski przyznał towarzystwu ubezpieczeniowemu Warta nagrodę "dla najlepszej instytucji finansowej". Co ciekawe, Fundacji "Warta" szefuje Alicja Jaskiernia, żona Jerzego Jaskierni, byłego przewodniczącego Klubu Parlamentarnego SLD.
   
   Wśród hojnych sponsorów "Porozumienia bez barier" przewija się Kulczyk Holding SA - firma najbogatszego "polaka" Jana Kulczyka, importera samochodów marki Volkswagen. I co? W 2003 r. prezydent RP przyznaje tytuł "dla najlepszego eksportera" firmie Volkswagen Motor Polska.
   
   W 2002 r. fundacja Jolanty Kwaśniewskiej była sponsorowana przez Fundację Banku Zachodniego WBK. Rok później prezes zarządu Banku Zachodniego WBK Jacek Kseń otrzymał z rąk prezydenta nominację w kategorii "najlepsza instytucja finansowa". Nagrody jednak nie dostał, tylko dyplom i zdjęcie z prezydentem.

 

 

* * *

 


szlachta "Jerozolimska"






Magdalenkowa zdrada zydowska

Władysław Frasyniuk i Aleksander Kwaśniewski lata 80te ...pewnie gadali ...jak to będą wspólnie rządzić Polakami

 



Magdalenkowa zdrada zydowska

Władysław Frasyniuk - Rotenschwanz, Tadeusz Mazowiecki - Icek Dikman,  Aleksander Kwaśniewski - Izaak Stoltzman, Jerzy Szmajdziński



"polskie" kurwy pospolite
zydoMagdalenkowszczacy
od lewej: 

Lech Wałęsa - Lejba Kohne (agent UB "Bolek"), Tadeusz Mazowiecki - Icek Dikman (agent sowiecki NKWD, KGB), Aleksander Kwaśniewski - Izaak Stoltzman (agent sowiecki KGB)

 

po latach spotkali się targowiccy żydzi z Magdalenki i podali sobie ręce, ...

zniszczyli i zniewolili Polskę, uchronili katów z UB, przestępców z PZPR - zbrodniarzy PRLu, zbeszcześcili polską ziemię i sponiewierali i upokorzyli Polaka w jego własnym kraju,... cele osiągnięte... 

żydzi mogą spokojnie żyć z polaków, rządzić nimi, i zniesławiać ich ojczyznę Polskę i ich samych ...

 

 

HuCpA!


Edelman, Stoltzman, Lewartow

 

 




zydoMagdalenkowszczacy


CzerwoneSkurwysyny.mpeg - Czerwone Skurwysyny

 
 
 

 

> > >  kliknij - wróć do poczatku strony  < < <

 

Zamknij to okno